Fitkau-Perepeczko przez kilka lat grała w "M jak miłość". Nagle usunięto jej wątek
Agnieszka Fitkau-Perepeczko w przeszłości wielokrotnie mniej lub bardziej wprost dawała odczuć, że wciąż ma duży żal do producentów "M jak miłość". W latach 2003-2007 kobieta wcielała się w telenoweli w Simonę, która nagle decyzją twórców zniknęła z ekranu.
"[Widzowie - przyp. aut.] pytają o (...) [tę postać], o Simonę. Osiemnaście lat po jej zniknięciu z serialu! Ciągle tęsknią za nią... (...) Popatrzcie, jaki paradoks, a tak (...) [bezpardonowo] mnie wyrzucili... Za co? Dlaczego? Nie wiadomo właściwie. I teraz mogę swobodnie o tym mówić, wyjaśniać ludziom, że nie (...) [gwiazdorzyłam], że to wymyśliła kolorowa prasa (...). Nikogo nie obrażałam - najwyżej obrażano mnie..." - pisała jeszcze kilka miesięcy temu na Facebooku.
Ale kiedy nieoczekiwanie zaproponowano jej powrót na plan, to - choć na początku myślała, że to żart - się zgodziła. Niedługo później pokazała się u boku swojej serialowej (i również byłej życiowej) przyjaciółki, Teresy Lipowskiej.
A teraz postanowiła opowiedzieć o kulisach tego wydarzenia. Nikt się jednak nie spodziewał, że w studiu śniadaniówki dojdzie do takich scen...
W studiu nagle doszło do scen. Perepeczko nie gryzła się w język. "Jeszcze raz i wyjdziesz"
Energiczna 83-latka od razu na wstępie zaznaczyła, że nie przepada za sztywnymi formami zwrotów grzecznościowych. Kiedy mimo to prowadzący "Pytanie na śniadanie" Łukasz Kadziewicz automatycznie zwrócił się do niej per "pani", aktorka nie wytrzymała.
"Nie, dziękuję, Łukaszu. Pani nie jestem. Jeszcze raz powiesz 'pani' i wyjdziesz" - rzuciła niby to w żartach, ale dość zdecydowanym tonem.
Ekranowemu partnerowi Anny Lewandowskiej-Kitulek nie pozostało więc nic innego, jak tylko przystać na prośbę kobiety.
Dalej rozmowa toczyła się już bez większych przeszkód. Fitkau-Perepeczko przyznała szczerze, że praca nad serialem, choć na razie zagrała ona tylko w jednym odcinku, wcale nie była łatwa.
"To jest orka. Orka przyjemna, ale nerwowa. Trzeba rano wstawać, czego nie lubimy" - wyjawiła.
Fitkau-Perepeczko wprost o powrocie do "M jak miłość". "To mnie napędza"
Gwieździe zależało, żeby nawet pomimo tak długiej przerwy w rozwoju jej postaci zachowano pewną ciągłość i konsekwencję, a przede wszystkim nie utracono tego, co stanowiło esencję jej charakteru.
"Simona miała prawdę. Miała absolutną dobroć, ale też naiwność i coś niepokornego. (...) [Marzyłam], żeby to zostało - i zostało. (...) Nawet jeśli to jeden odcinek, zaznaczyłam się na kolorowo. Simona dziś rozrabia więcej niż 20 lat temu" - powiedziała.
Okazuje się, że dalsze losy bohaterki w telenoweli jeszcze nie są przesądzone. Jeśli telewidzowie będą tego chcieli, być może zostanie ona w serialu na dłużej.
A jak wiadomo, fani czy internauci mają w tym zakresie wielką moc. To właśnie dzięki nim (pani Agnieszka wciąż podkreśla, że w mediach społecznościowych, choćby na TikToku, obserwuje ją kilkadziesiąt tysięcy osób) aktorka w ogóle zdecydowała się przyjąć ofertę od "M jak miłość".
"To wy mi daliście odwagę. Komentarze, energia, nawet te bardziej odważne wiadomości - to mnie napędza. To dzięki wam wróciłam jako Simona" - zwróciła się na koniec wprost do swoich miłośników.
Zobacz też:
"M jak miłość" świętuje 25-lecie, a wtem… To musiało się tak skończyć
Fitkau-Perepeczko wspomina męża 20 lat po jego śmierci. Nie tylko ją kochał całym sercem
Fitkau-Perepeczko szczerze o cenach w Polsce. Padły wymowne słowa








