W minioną niedzielę, 16 listopada zakończyła się jubileuszowa edycja "Tańca z gwiazdami". Kryształowa Kula powędrowała w ręce Mikołaja "Bagiego" Bagińskiego i Magdaleny Tarnowskiej. Każdy werdykt w uwielbianym show spotyka się z mieszanymi reakcjami widzów, tym razem jednak jest o nim chyba jeszcze głośniej niż zwykle.
Emocje wokół finału "TzG" wciąż nie opadają. Bagi musiał zareagować
W internecie rozgorzała dyskusja wokół influencera, który według niektórych nie zasługiwał na najwyższe laury. Sam zainteresowany odpowiedział na te głosy ze spokojem, dając każdemu prawo do swojego zdania.
Nie mógł jednak przejść obojętnie obok tego, co powiedzieli jurorzy, wprost niepocieszeni - pozostającym w sprzeczności z ich własnym - wynikiem. Wcale nie podsycił jednak gorącej atmosfery. W humorystyczny sposób skomentował apel Tomasza Wygody, ale potem zapewnił, że nie ma zamiaru pozbywać się zdobytej statuetki.
Zamieszanie wokół finału to na szczęście nie wszystko, co Bagi wyniósł z show. Jeszcze jakiś czas przed ostatnim odcinkiem mówił o tym zupełnie wprost.
Nie do wiary, co Bagi wyjawił jeszcze przed finałem "TzG". "To były najcięższe momenty"
Nie od dziś wiadomo, że "TzG" to jeden z najbardziej wymagających czasowo, emocjonalnie i fizycznie formatów we współczesnej telewizji. Decydując się na udział w show i chcąc zajść w nim daleko, trzeba niemal całkowicie mu się poświęcić.
Nic dziwnego, że tak pochłaniające przedsięwzięcie pozostawia po sobie trwałe ślady. W przypadku Mikołaja nie jest inaczej. Na szczęście skutki są przede wszystkim pozytywne.
"Tłumaczyłem to ostatnio mojemu trenerowi na siłce, że w tym momencie taki godzinny, naprawdę srogi trening jest dla mnie pstryknięciem palca przy siedmio-ośmiogodzinnym treningu z Magdaleną. To jest naprawdę duże wyzwanie dla mnie, żeby tak dużo trenować i przełamywać własne bariery" - mówił jakiś czas temu w rozmowie z RMF FM.
Jednocześnie, choć przynosił najwięcej satysfakcji, był to najtrudniejszy aspekt przygody z programem.
Te długie treningi, momenty, w których coś nie wychodzi, a jeszcze musisz tak robić przez godzinę, żeby ci wyszło. To były takie najcięższe momenty, które właśnie najbardziej budują
- wyjawił.
Bagi wyznał to na długo przed finałem "TzG". Dopiero teraz się wydało
Dla 24-latka czującego się jak ryba w wodzie w internecie pierwsza poważna styczność z tradycyjną telewizją była istotnym przełomem.
"Myślę, że wszystko mnie troszeczkę zaskakuje. Ogólnie telewizja jest dla mnie czymś kompletnie nowym i to, że to tak długo, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, trwa; że co niedzielę mamy taki duży event w postaci live'a, który leci na żywo; że to oglądają miliony ludzi; że ja naprawdę nigdy nie czułem większego wsparcia od moich fanów, jak czuję obecnie. Zaskakuje mnie skala tego wszystkiego. Byłem świadomy, że to jest duże, ale chyba nie, że aż tak" - zdradził.
Wtedy Bagiński zapewne kompletnie się nie spodziewał, że stanie się laureatem jednego z najpopularniejszych show w kraju.









