Reklama
Reklama

​Jan Englert miał lecieć do Smoleńska. W ostatniej chwili zrezygnował...

Nazwisko Jana Englerta niemal do ostatniej chwili figurowało na liście pasażerów Tu-154, który 10 kwietnia 2010 roku rozbił się podczas próby lądowania w Smoleńsku. Aktor odwołał swój wyjazd, bo tego dnia musiał być w teatrze. Swoje miejsce oddał Januszowi Zakrzeńskiemu...

O to, by Jan Englert uczestniczył w 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, osobiście zabiegała Maria Kaczyńska.

Pierwsza dama była wielką fanką aktora, którego podziwiała przede wszystkim za jego role w serialach "Kolumbowie" i "Dom" oraz w filmie "Katyń", w którym wcielił się w generała - przywódcę polskich żołnierzy... Prezydentowa Maria Kaczyńska była pod wielkim wrażeniem kreacji, jaką Jan Englert stworzył w nominowanym do Oscara dziele Andrzeja Wajdy.

Reklama

"Kiedy zapytałem go (Andrzeja Wajdę - przypis red.), czemu zawdzięczam rolę w 'Katyniu', odpowiedział: 'Bo pana kolegom się wydaje, że jeszcze żyją, a pan żyje naprawdę'. Przez lata było to moje marzenie - żeby u niego zagrać'" - wyznał aktor Kamili Dreckiej na łamach książki "Jan Englert. Bez oklasków". 

Jan Englert zrezygnował w ostatniej chwili

Zaproszenie do towarzyszenia prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego małżonce w uroczystościach Jan Englert dostał pod koniec marca 2010 roku. Podziękował i... odmówił.

Dopiero gdy wysoko postawiony urzędnik z kancelarii głowy państwa po raz drugi się z nim skontaktował, zgodził się lecieć do Katynia. W środę 7 kwietnia dowiedział się, że w sobotę musi jednak być w teatrze.

"Mąż ostatecznie zrezygnował z wyjazdu, bo w dniu tej wizyty w Teatrze Narodowym miało być grane - dla bardzo wąskiego grona - prestiżowe 'Tango'. Jako dyrektor czuł się w obowiązku tam być. Poza tym zatrzymywały go przygotowania do bliskiej premiery spektaklu, który reżyserował" - tłumaczyła w rozmowie z "Na Żywo" żona aktora Beata Ścibakówna.

Zamiast niego poleciał Janusz Zakrzeński

Jan Englert odwołał swój wylot do Katynia w czwartek 8 kwietnia. Zaproponował, by zarezerwowane dla niego miejsce w prezydenckim Tu-154 zajął 74-letni Janusz Zakrzeński, który na uroczystości miał pojechać pociągiem, ale ze względu na problemy z kręgosłupem... odmówił wyjazdu.

"Wielogodzinna podróż pociągiem w jego przypadku po prostu nie wychodziła w grę. Był bardzo szczęśliwy, że jednak znalazło się dla niego miejsce w samolocie" - stwierdziła później Barbara Zakrzeńska, wspominając w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ostatnie dni życia męża.

Informację, że tupolew z pierwszą parą i 94 innymi osobami na pokładzie rozbił się podczas próby lądowania w Smoleńsku, Janowi Englertowi przekazała żona. Beata Ścibakówna była w szoku, gdy dowiedziała się o tragedii. Gdyby jej mąż w ostatniej chwili nie zrezygnował z wylotu, ich dziesięcioletnia wtedy córka Helena opłakiwałaby 10 kwietnia 2010 roku śmierć obojga rodziców.

"Mieli lecieć razem. I oboje by zginęli. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się wtedy działo z ich córeczką" - tygodnik "Na Żywo" cytował dwa tygodnie później słowa znajomego aktorskiej pary.

Jan Englert, który cudem uniknął śmierci, tylko raz odniósł się w wywiadzie do wydarzeń z kwietnia 2010 roku. Pół roku po katastrofie prezydenckiego tupolewa na pytanie dziennikarki "Vivy!", czy czuje się jak człowiek, który dostał od opatrzności drugie życie, stwierdził, że nie chcę o tym mówić w ten sposób.

"Wtedy nawet przez chwilę nie myślałem, że ktoś coś mi podarował. Dlatego, że przecież odmówiłem tego wyjazdu, choć dwukrotnie mi go Kancelaria Prezydenta oferowała" - powiedział.

Jan Englert nigdy więcej nie skomentował faktu, że - jak twierdziły wszystkie media -  "cudem uniknął śmierci". Nawet w opublikowanym w formie książki wywiadzie-rzece "Jan Englert. Bez oklasków" ani raz nie wypowiedział słowa "Smoleńsk", jakby chciał je wymazać ze swej pamięci.

Przed tragedią nagrał niezwykłą płytę

Niewiele osób pamięta, że pasażerowie wchodzący 10 kwietnia 2010 roku na pokład Tu-154 dostali w prezencie od Stanisława Mikke jego książkę "Śpij, mężny... w Katyniu, Charkowie i Miednoje", której nowe, drugie wydanie dzień wcześniej opuściło drukarnię.

Po katastrofie, w której zginął też autor książki, to jej wydanie zostało wycofane ze sprzedaży. Do księgarń nigdy nie trafiła też jej wersja audio - niezwykła płyta, którą na specjalną prośbę Stanisława Mikke kilka tygodni przed tragedią smoleńską nagrał... Jan Englert.

Zobacz też:

Cichopek widziana pod domem Kurzajewskiego

Garstka celebrytów na prezentacji marki Barona

Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc!

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Jan Englert | Beata Ścibakówna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy