Nerwowo w domu Williama i Kate. Wieści nadeszły w niedzielę wieczorem
Książę William i księżna Kate podjęli w tym roku decyzję o czwartej przeprowadzce. Ich nowy dom, Forest Lodge, jest znacznie większy od poprzedniego. Teraz okazało się, że wybór książęcej pary oznacza spore problemy dla mieszkańców tej okolicy. Już odczuli konsekwencje związane z sąsiedztwem przyszłego domu spadkobiercy tronu i grzmią w mediach. Zrobiło się nerwowo.
Książę William i księżna Kate przeprowadzali się już trzy razy. Przysługuje im apartament w Pałacu Kensington w Londynie, a po ślubie otrzymali rezydencję Anmer Hall w Sandringham z dziesięcioma sypialniami. Ta ostatnia służy im teraz jako letnia posiadłość, bo od 2022 mieszkali w niewielkim Adelaide Cottage na terenie Wielkiego Parku Windsorskiego (Windsor Great Park).
Mimo to niedawno ogłoszono, że książę i księżna Walii są gotowi na kolejną przeprowadzkę, bo obecna (z zaledwie czterema sypialniami) "już im nie wystarcza". Jako że poprzednie zmiany domów pochłonęły kilka milionów funtów, William i Kate zgodzili się pokryć koszty nowego remontu z własnej kieszeni. Wybór padł na Forest Lodge z ośmioma sypialniami, położone w innym zakątku parku w Windsorze i warte około 21 milionów dolarów.
Podatnicy co prawda nie pokryją kosztów przeprowadzki książęcej pary, ale okoliczni mieszkańcy już odczuli pierwsze trudności z nią związane. O wszystkim opowiedzieli w prasie.
Choć rodzina Williama i Kate przeniesie się do nowego domu dopiero za jakiś czas, już w niedzielę 28 września o godzinie 19:00 weszło w życie nowe, oficjalne rozporządzenie. Wokół Forest Lodge utworzono tak zwaną strefę zamkniętą, której zgodnie z ustawą z 2005 roku nie wolno przekraczać nikomu bez specjalnego zezwolenia.
Jak informuje "The Sun" dookoła rezydencji powstaje masywne ogrodzenie, instalowane są też kamery, a posadzenie dodatkowych drzew dookoła ma zapewnić prywatność. Nie to jednak jest problemem.
Całe 150 akrów dookoła nowej posiadłości książęcej pary objęto specjalną ochroną, co oznacza między innymi zamknięcie części parku przy bramie Cranbourne Gate oraz trwałe wyłączenie z użytku jednego z parkingów. Z obu tych miejsc mogli do tej pory korzystać mieszkańcy - i to za niemałą opłatą. Wprowadzone zmiany oznaczają dla nich duże utrudnienia.
28 września w pobliżu chronionych stref ustawiono specjalne tabliczki informacyjne. Znalazły się one przy bramie Cranbourne Gate oraz pobliskim parkingu, który został zamknięty na stałe. Osoby mieszkające w promieniu 800 metrów od tego miejsca do tej pory korzystały z obu tych miejsc za opłatą 110 funtów rocznie - czyli ponad 530 złotych.
Teraz mieszkańcy, w tym posiadacze psów, którzy wyprowadzali w pobliżu swoje pupile, wyrazili spore niezadowolenie na łamach "The Sun". Teraz muszą też parkować swoje samochody na innym parkingu - a najbliższy jest położony kilometr dalej.
"Wielu z nas spaceruje tutaj z psami od 20 lat, więc usłyszeć, że już nie możemy tego robić, to jak policzek. Co roku płacimy na utrzymanie parku, ale nie będziemy już mogli korzystać z jego części. Teraz będę musiała wsiąść do samochodu i pojechać dalej, żeby wyprowadzić psa na spacer" - mówi jedna z mieszkanek Windsoru.
Zobacz też:
Książę William wyjawił prawdę o swojej codzienności
Przeprowadzka Williama i Kate wywołało falę krytyki
William i Kate podjęli ostateczną decyzję. Muszą się śpieszyć