Marcin Meller to wzięty dziennikarz, który swoją karierę rozpoczął już dekady temu. Absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, najpierw zaczął od prasy, później trafił do telewizji i radia, specjalizując się w tematach politycznych. W 2000 roku prowadził program "Agent", zaś 2005 roku u boku Kingi Rusin został gospodarzem programu "Dzień dobry TVN", gdzie pracował do 2008 roku.

Obecnie prowadzi swój program "Drugie śniadanie mistrzów" na antenie TVN24, w którym razem z zaproszonymi gośćmi komentuje bieżące wydarzenia polityczne i społeczne.
Marcin Meller o problemach ze zdrowiem
Dziennikarz w poruszającym wpisie na Facebooku otworzył się nie tylko na temat swojego zdrowia, ale i podejścia do własnego zdrowia. Przyznał, że ostatnio zachorował na Covid-19.
Zabrakło mi dwóch tygodni do trzeciej dawki, Anka, sama zaszczepiona dwukrotnie Pfizerem, złapała na mieście i jebut, miałem covida. Teoretycznie miało być lajtowo, ale moja zaniepokojona kardiolożka nakłoniła mnie bym złożył swe sexy ciałko do warszawskiego szpitala zakaźnego na Wolskiej. Spoko, zbadany, uratowany. Tu podziękowania dla lekarzy, pielęgniarek, personelu szpitalnego tamże. Podziwiam Was. Zwłaszcza kiedy, czego byłem świadkiem, dostajecie antyszczepów, co potrzebują tlenu, ale się nie szczepili i nie zamierzają.
Zachorowanie na koronawirusa było dla Marcina Mellera trudne, a wręcz przerażające. Wszystko dlatego, że kilka miesięcy wcześniej trafił do szpitala z zawałem serca, powstałym na skutek przerzutu zapalania płuc na mięsień sercowy.
Moja kardiolożka była spanikowana, bo w czerwcu ubiegłego roku, w szczycie pierwszej fali pandemii lądowałem na SOR-ze w Mrągowie z zawałem serce, oficjalnie z powodu przerzutu zapalenia płuc na mięsień sercowy. Było nieśmiesznie. Dochodziłem do siebie pół roku. Ale żyję, jak widzicie. Dzięki medycy z Mrągowa.
Marcin Meller wyznaje, że kiedyś nie szanował swojego zdrowia
Popularny dziennikarz wyznał, że dopóki nie zaczęły się poważne problemy, miał dosyć lekceważące podejście do swojego zdrowia. Dotychczas wydawało mu się, że jest nieśmiertelny i może wszystko.
Zawsze uważałem, że jestem nieśmiertelny, że nie tyczą się mnie prawa przyrody. Umacniałem się w tym przekonaniu, jeżdżąc przez lata jako reporter na wojny, wychodząc z sytuacji, z których nie powinienem wyjść. Kiedyś, akurat nie na wojnie, na prostej asfaltowej drodze w Kenii jechałem autobusem, który z obłędną prędkością zderzył się czołowo z tirem wiozącym samochody. Zginęło wielu współpasażerów, w tym rodzina, z którą tuż przed odjazdem zamieniłem się na siedzenia. Byłem poraniony w wielu miejscach, zbryzgany cudzą krwią, a to był szczyt epidemii AIDS i jeszcze nie znano na chorobą żadnych lekarstw. Gdybym się zaraził, oznaczałoby to wyrok śmierci. Miałem 26 lat.
Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że Marcin Meller zmienił podejście do swojego życia. Zaczął dbać o siebie, do czego namawia również innych.
Oddaję się w ręce rozumowi. Swój samochód powierzam mechanikom, swoje zdrowie lekarzom, nie czytelnikom internetu, albo zakłamanym politykom co sami się szczepią, a ludzi szczują na naukę.
Zobacz też:
Prawda o Kamili z "Rolnika" wyszła na jaw!
Beztroski Karolak przyłapany na gorącym uczynku!

***Więcej newsów o gwiazdach, ekskluzywne materiały wideo, wywiady i kulisy najgorętszych imprez znajdziecie na naszym INSTAGRAMIE Pomponik.pl