Kamys nie przebierał w słowach na pogrzebie Kołaczkowskiej. Mówił wprost o "przyjaciołach"
Śmierć Joanny Kołaczkowskiej wstrząsnęła rodzimą branżą rozrywkową. Na pogrzebie jednej z najbardziej charakterystycznych twarzy polskiej sceny kabaretowej zjawiły się tłumy fanów i gwiazd, które chciały towarzyszyć artystce w jej ostatniej drodze. Głos zabrał m.in. jej współpracownik, a prywatnie szwagier i dobry przyjaciel, Dariusz Kamys. Co niespodziewane, w jego przemowie nie zabrakło kilku gorzkich słów. Niektórym oberwało się zupełnie wprost.
Wiadomość o chorobie Joanny Kołaczkowskiej obiegła media pod koniec kwietnia tego roku i od razu wywołała ogromne poruszenie. Do artystki zewsząd płynęło wsparcie, a chęć pomocy deklarowali jej nie tylko znani koledzy po fachu, ale i wierni fani.
Po początkowych rozterkach pozostali członkowie Kabaretu Hrabi zdecydowali się zgodnie z harmonogramem dać kilka występów, z których dochód przeznaczyli na leczenie przyjaciółki. W inicjatywę zaangażowało się dodatkowo parę znanych nazwisk. Swego rodzaju rzecznikiem sprawy stał się wówczas mimowolnie Dariusz Kamys, prywatnie mąż siostry Joanny, Agnieszki.
"Sama Aśka powiedziała, żebyśmy tego nie robili [nie odwoływali koncertów - przyp. aut.]. Aśka to jest (...) człowiek absolutnie oddany sztuce. Jesteśmy w stanie wszystko dla niej zrobić" - mówił w materiale dla "Dzień Dobry TVN".
To on na początku lipca prosił o trzymanie kciuków za kobietę oraz wysyłanie jej dobrej energii i samych ciepłych myśli. Niestety kilkanaście dni później, po krótkiej walce z ciężką chorobą, aktorka zmarła. Miała 59 lat.
W ostatniej drodze Kołaczkowskiej towarzyszyły tłumy. Wśród uczestników pogrzebu można było dostrzec m.in. Adriannę Borek, Emilię Krakowską, Roberta Motykę, Wojciecha Kamińskiego, Marzenę Rogalską, Roberta Górskiego oraz Mikołaja Cieślaka. Wzruszającą przemowę wygłosił też jej dobry przyjaciel, Szymon Majewski oraz siostra i były mąż.
Nie mogło też zabraknąć paru słów od "Kamola", który w 2002 roku wraz z Kołaczkowską, koleżanką z kabaretu Potem, założył formację Hrabi. Wspólne występowanie przez ponad trzy dekady oraz dzielenie również i sfery prywatnej naturalnie sprawiły, że stali się oni bliskimi przyjaciółmi.
W poniedziałek, 28 lipca podczas pogrzebu, na który złożyły się msza żałobna i świeckie pożegnanie, Dariusz wypowiadał się o Joannie w poruszający sposób.
"Byłaś otwarta, ufna dla ludzi, choć czasem Cię to raniło. (...) Ale Ty się nie zmieniłaś. Nie zbudowałaś muru. Wręcz przeciwnie. Twoje drzwi były zawsze otwarte i serce też. I właśnie dlatego teraz tutaj nas tylu jest. Bo dotknęłaś wszystkich naszych serc. Straciliśmy nie tylko wielką artystkę. Straciliśmy kogoś niezwykle bliskiego, najbliższego" - mówił.
Niespodziewanie w jego przemowie dało się usłyszeć wyraźnie gorzkie nuty. Wygląda na to, że już po odejściu kobiety pojawiło się sporo osób o nieszczerych intencjach, które deklarując przyjaźń, chciały jedynie skorzystać na zamieszaniu, jakie wywołała jej przykra historia.
"Zaraz po Twojej śmierci pojawiło się sporo 'przyjaciół' z gotowymi przemowami, wspomnieniami i teoriami. Czasem ta deklarowana przyjaźń mijała się nawet z faktami o Tobie. Przyjaźń to nie jest deklaracja. To bycie przy, to czułość, zaufanie, troska. Bez fleszy, bez splendoru. Bez zasięgowych profitów. Prawdziwi przyjaciele byli z nami, przy Tobie, po cichu, w domu, przy łóżku, przy herbacie, przy telefonie, przy biurku, przy Twoim odchodzeniu" - skwitował smutno.
Zobacz też:
Andrus czekał z tym do pogrzebu Kołaczkowskiej. Dopiero teraz wyjawił, że wysłała mu list
Niecodzienne sceny na pogrzebie Joanny Kołaczkowskiej. Z głośników wybrzmiał głos artystki
W trakcie pogrzebu ksiądz ujawnił o Kołaczkowskiej. "Asi na tym zależało"