Nie do wiary, jak Świątek wróciła do domu po wygranej. Nie była sama
Iga Świątek wróciła z Wimbledonu w wyśmienitym nastroju. Raszynianka zdobyła pierwsze miejsce i po raz kolejny na trwałe zapisała się w historii światowego tenisa. Droga do Polski wcale nie była jednak łatwa. Raszynianka musiała nawet w pewnym momencie zrobić dłuższy przystanek. Miała swoje powody.
Emocje po Wimbledonie wciąż nie opadają. W sobotę, 12 lipca Iga Świątek pokonała Amerykankę Amandę Anisimovą w ciągu zaledwie 57 minut, wygrywając 6:0, 6:0. Statystycy szybko dostrzegli, że to pierwsza taka sytuacja od 1911 roku - właśnie wtedy finał zakończył się tzw. podwójnym bajglem, czyli wygraną w dwóch setach bez straty żadnego gema.
Tuż po ostatnim spotkaniu 24-latka odebrała nagrodę z rąk Kate Middleton, co było dla niej ogromnym przeżyciem, i wygłosiła przemówienie, w którym podziękowała najbliższym za wsparcie. Dopiero po dwugodzinnej sesji rozmów z mediami tenisistka mogła w końcu odetchnąć i skupić się na najprzyjemniejszej części tego dnia - świętowaniu.
Kolejnego dnia wieczorem jedna z najlepszych rakiet świata wraz z bliskimi i całym swoim zespołem udała się na uroczystą kolację dla zwycięzców. Tradycji musiało stać się zadość, dlatego Iga zatańczyła z Jannikiem Sinnerem, triumfatorem finału singla mężczyzn. To zresztą ona nalegała, by dotrzymać tego zwyczaju.
Po tak emocjonującym turnieju w końcu przyszedł jednak czas na powrót do domu.
Ku zaskoczeniu wszystkich Iga Świątek postanowiła wrócić do kraju nie prywatnym odrzutowcem, ale standardowym, rejsowym połączeniem. Jej obecność na londyńskim lotnisku Heathrow została oczywiście dostrzeżona; kilka osób nawet do niej podeszło, aby zrobić sobie zdjęcie.
"Zgodziła się bez wahania, z uśmiechem. Była bardzo serdeczna i otwarta. Usłyszała też od kibicek kilka ciepłych słów" - przekazał Faktowi anonimowy informator.
Raszynianka, która podróżowała z ojcem i Darią Abramowicz, nie liczyła na żadne specjalne traktowanie.
"Nie zachowywała się jak wielka gwiazda. Sama niosła część swoich rzeczy" - relacjonowało źródło portalu.
Na pokładzie ponoć nikt nie zakłócał spokoju kobiety, która niemal nie zdejmowała z uszu słuchawek z zapewne relaksującą ją muzyką. Po wylądowaniu na płycie lotniska na Świątek i jej towarzyszy czekał już samochód, który przetransportował ich do minibusa. Nie minęło wiele czasu, a tenisistka i psycholożka zrobiły sobie krótki przystanek na drodze do domu.
Jak relacjonuje Fakt, kobiety udały się w Warszawie pod adres na ulicy Wróbla. Mieści się pod nim gabinet Warszawskiej Grupy Psychologicznej, z którym niegdyś współpracowała Abramowicz. Wizyta trwała około godziny. Z racji tego, że Świątek zabrała na nią zielone pudło, w którym mieściła się zapewne mniejsza replika jej nagrody, można podejrzewać, że zawodniczka chciała pochwalić się osiągnięciem z zaprzyjaźnionymi specjalistami.
Następnie Iga i Daria udały się pod mieszkanie tenisistki. Tam nastąpiło ostateczne rozdzielenie się pań - każda z nich powędrowała w swoją stronę, obładowana bagażami. Świątek samodzielnie wnosiła do budynku ciężkie walizki.
Teraz sportsmenkę czeka - jak przekazał jej trener przygotowania fizycznego, Maciej Ryszczuk - pięć dni całkowitego odpoczynku od tenisa. Wkrótce jednak przyjdzie czas na kolejne duże wyzwania.
Zobacz też:
Zapozowała ze Świątek, ale trzymała się z boku. Nagle zdradziła kulisy
Tuż po wygranej Świątek doszło do scen. Nie do wiary, jak zareagowała Kate
Siostra Igi Świątek zabrała głos po Wimbledonie. W końcu wyznała prawdę, miała swoje powody