Reklama
Reklama

W "Pytaniu na śniadanie" trudności techniczne pokonały prowadzących

O tym, że programy na żywo rządzą się swoimi prawami, wiadomo nie od dziś. Nie ma szans na poprawki czy duble, co z kolei sprawia, że nietrudno tu o wpadki. Na własnej skórze doświadczyli tego w czwartek prowadzący "Pytanie na śniadanie" Beata Tadla i Tomasz Tylicki. Nie pierwszy raz musieli mierzyć się z przeszkodami.

Wpadka w "Pytaniu na śniadanie"

Beata Tadla dołączyła do ekipy "Pytania na śniadanie" na początku lutego i od razu zaliczyła drobną wpadkę. Telewizyjna towarzyszka Tomasza Tylickiego pomyliła dni tygodnia, co przy dobrej woli można wytłumaczyć stresem.

Reklama

Duet Tadla i Tylicki pojawił się na antenie ponownie tydzień później i od razu zebrał sporo krytyki. Tym razem obyło się wprawdzie bez wpadek, jednak fani śniadaniówki nie szczędzili gorzkich słów w kierunku prowadzących. Prezenterce zarzucano, że marnuje czas antenowy na wtrącanie swoich uwag oraz, że mogłaby się bardziej postarać w kwestii wyglądu.

"Pani Beato, dzisiejsza stylizacja... Chyba zabrali pani lustro przed wejściem na antenę. Komentarze Tadli infantylne" - można było przeczytać na facebookowym profilu stacji.

Dużo lepsze noty zbiera natomiast Tomasz Tylicki, który niedawno pochwalił się, że jego ukochana, Aleksandra Grysz, jest w ciąży. Partnerka dziennikarza także jest związana z "Pytaniem na śniadanie".

W czwartek, 14 marca, widzów TVP także powitali Tadla i Tylicki. I podczas tego odcinka również nie obeszło się bez komplikacji.

"Pytanie na śniadanie": problemy techniczne w programie

Czwartkowe wydanie "Pytanie na śniadanie" przyniosło problemy techniczne związane z dźwiękiem. Na kanapie tuż obok Beaty Tadli i Tomasza Tylickiego zasiedli goście, którzy mieli mówić o nerkach i ich roli w organizmie. Niestety, rozmowa nie poszła najlepiej.

Zaproszeni goście mieli bowiem spore trudności z usłyszeniem tego, co mówili do nich prowadzący. Ci zaczęli więc mówić głośniej, co z kolei doprowadziło do tego, że ich słowa łapały również mikrofony w studiu. Widzowie słyszeli więc ich głosy podwójnie. 

"Czy nas słychać, czy nas słychać?" - dopytywała zaniepokojona Beata Tadla. Trudno zaprzeczyć, że wyszło niezręcznie, choć nie do końca z winy samych prowadzących. Jak tłumaczy nam prezenterka osoba goszcząca w studiu częściowo straciła słuch z powodu choroby nerek właśnie, nie miała aparatu, stąd nieprzewidziane problemy techniczne podczas rozmowy.

Zobacz także:

Ledwie Katarzyna Dowbor dostała pracę w TVP, a tu takie wieści. Niespodziewane skutki podjętej decyzji

Wpadka Rogalskiej przejdzie do historii. Raz nabiła się na gwóźdź, a raz złamała hamak…

Tego Cichopek się nie spodziewała. W "PnŚ" podniosła pieska, a ten na nią nasikał

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Beata Tadla | Tomasz Tylicki | "Pytanie na śniadanie"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama