Reklama
Reklama

Monika Krzywkowska wygrała walkę z nowotworem! Przeszła przez piekło!

W jej życiu zdarzały się dramatyczne chwile, ale Monika Krzywkowska (46 l.) skupia się na przyszłości. W rozmowie z "Na żywo" opowiada o urokach życia po czterdziestce, o tym, jak wychowuje swoją ukochaną córkę i jak poradziła sobie z chorobą.

Jest pani samotniczką czy duszą towarzystwa?

Bardzo lubię być wśród ludzi, świetnie się z nimi czuję, ale gdy jest "za gęsto", na przykład na dużych imprezach, uciekam do domu. Lubię ciszę, wakacje z dala od miejskiego zgiełku. Takie oderwanie jest mi potrzebne... Za to podczas pracy na planie czy w teatrze tłum mi wcale nie przeszkadza, bo wiem, że tam wszyscy ciężko pracują. I lubię ten filmowy zgiełk.

W trudnych życiowych momentach potrzebuje pani samotności? 

Nie. Szukam oparcia wśród bliskich, przyjaciół. Jest wtedy we mnie dużo strachu, złych myśli, czarnowidztwa, które niepotrzebnie roztrząsam. Kiedy się stresuję, potrzebuję kogoś, kto mnie rozbawi, poklepie po ramieniu, pomoże znaleźć pozytywne strony trudnej sytuacji.

Reklama

Znalazła się już pani w takiej, gdy zachorowała pani na czerniaka złośliwego. Co pomogło przetrwać lęk i niepewność?

Dobra opieka, rodzina, przyjaciele... A także intensywne skupianie się na zwykłych czynnościach - jak pranie, sprzątanie, gotowanie. Odkryłam wtedy, jakim szczęściem jest ta codzienność. No i pomagała mi praca - dzięki niej po prostu zapominałam o złych rzeczach.

Był w pani bunt, pytania, dlaczego właśnie ja...?

Owszem. Poza lękiem pojawiała się niezgoda na to, że to może być koniec. Nie robiłam jednak podsumowań życia, nie rzucałam wszystkiego, żeby nagle pojechać do Australii, którą zawsze chciałam zobaczyć. Doceniałam ten rodzaj parasola, jaki miałam, dzięki swojej rodzinie i przyjaciołom. Nie pozwalali na myślenie, że będzie źle...

A jak jest dziś?

Jest dobrze. Pokonałam chorobę. Pozbyłam się swoich kompleksów, godzę się z tym, że moje ciało nie zmieni się na lepsze. Uważam, że nie jest z nim aż tak źle, ale też nie katuję się ćwiczeniami, dietami. Mam większą tolerancję dla samej siebie i swoich słabości. Ćwiczę, bo chcę się czuć dobrze, być aktywną, ale nie po to, żeby mieć "kaloryfer" na brzuchu... Ten rodzaj akceptacji pojawił się, gdy skończyłam 40 lat. Lepiej znoszę zmiany niż dekadę temu, i apeluję do innych dziewczyn, żeby też nie robiły wszystkiego ponad swoje siły.

Na czym głównie skupia się teraz pani uwaga?

Cieszę się tym, jak rozkwita moja córka Lenka. Uwielbiam jej towarzystwo. Mam także dobry czas zawodowo, gram w teatrze, odtwarzam jedną z głównych ról w kochanym przez widzów serialu "39 i pół tygodnia".

Jaką jest pani mamą?

Chyba trochę nadopiekuńczą... Moja córka przeżywa ważny czas, wkracza w okres szkoły średniej, co obserwuję z wypiekami na twarzy. Szanuję jej potrzeby, własne zdanie i gryzę się w język, by nie udzielać jej zbyt wielu rad. Zależy mi, żeby po prostu była szczęśliwa.  

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Monika Krzywkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy