Szabłowska została zwolniona z radia jesienią 2006 r. Władze publicznej rozgłośni uzasadniały to tym, że dziennikarka osiągnęła już wiek emerytalny i "nie jest w stanie sprostać nowym zadaniom, spowalnia pracę i nie radzi sobie z cyfrowym montażem".
Ten ostatni argument szczególnie ją zabolał, był "krzywdzący i obraźliwy", bo nigdy wcześniej do jej pracy nie było zastrzeżeń, a w okresowych ocenach pracowników uzyskiwała najwyższe oceny.
Skierowała więc sprawę do sądu. Podkreślała w pozwie, że podana jej przyczyna rozwiązania umowy stanowi przejaw dyskryminacji ze względu na wiek.
Afera skończyła się ugodą. Polskie Radio zobowiązało się wycofać wspomniane sformułowanie. Wycofano też wypowiedzenie umowy o pracę i ustalono, że nastąpiło ono za porozumieniem stron. Ponadto Polskie Radio zobowiązało się wypłacić dziennikarce odszkodowanie.
Postawę, że nie wolno się poddawać, że trzeba walczyć, przekazał mi tata. Powtarzał, bym była lepsza niż inni, a wtedy sobie poradzę w życiu, bo jest ono nieustanną batalią. Mówił, że jeśli uważam, że racja jest po mojej stronie, to właśnie tak, a nie inaczej powinnam postępować - mówi Szabłowska w wywiadzie dla pisma "Dobry Tydzień".
Zaznacza, że wychowano ją "w poszanowaniu prawdy". Do dziś brzydzi się fałszem.
Nie musi to polegać na tym, żeby komuś koniecznie powiedzieć, jaki jest głupi, albo że do niczego się nie nadaje, ale pozostać szczerym głównie wobec siebie. Uświadomić sobie, kim się jest, jakim się jest człowiekiem, i dążyć do tego, by być lepszym. Nigdy przecież nie jest tak, że dochodzimy do punktu, gdy jest idealnie - uważa.

Kim jest córka Szabłowskiej?
W tych trudnych chwilach Szabłowska miała wsparcie bliskich jej osób, m.in. córki Małgosi. Urodziła ją w drugim tygodniu stanu wojennego. Poszła na urlop macierzyński, dzięki czemu uniknęła weryfikacji i "wilczego biletu" (była w kręgu Solidarności). Uczyła ją, by zawsze była szczera, życzliwa, pomagała ludziom i dążyła do doskonałości.
Dziś córka, podobnie jak matka, jest konsekwentna w działaniu. Odniosła spory sukces, o czym dziennikarka opowiada w wywiadzie.
Powiodło jej się w życiu. W pewnym sensie powieliła moją drogę. Najpierw poszła do szkoły komputerowej, ale zorientowała się, że to nie to [Szabłowska przed dziennikarstwem studiowała arabistykę]. Zdała więc na ASP. Tam poznała męża, który był jej profesorem. Mają dwoje dzieci, własne studio projektowe. Fajnie im się układa. Małgosia jest wyważoną osobą, w czym przypomina mi mojego tatę. Kiedy dzieje się coś złego, ja najczęściej się wzburzam, denerwuję, a ona to załatwia na spokojnie, z dużą dorosłością. To fantastyczna cecha.
Szabłowska uważa, że w związkach ważny jest przede wszystkim wzajemny szacunek. Jeśli go zabraknie, często nie można stworzyć udanej relacji. Świetnie wiąże również praca w tej samej lub podobnej branży. Z kolei najlepiej oczyszcza atmosferę... kłótnia.
Mąż Małgosi był jej profesorem, a mój moim szefem. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zdarzało nam się nie raz w pracy pokłócić. Okazało się, że te spory chyba nas do siebie zbliżyły i zostaliśmy parą - śmieje się Szabłowska.
Ze swoim "szefem" Markiem Lipińskim dziennikarka jest od ponad czterech dekad.










