Połowa 2006 roku była dla dziennikarki istnym koszmarem. Na oczach mediów przechodziła przez bolesny rozwód z Tomaszem Lisem, ojcem jej dwóch córek.
Tabloidy tym wydarzeniem żyły jeszcze latami. Sami zainteresowani nieźle się do tego przyczynili. W końcu historia, że świadkowa ze ślubu zajęła ostatecznie miejsce panny młodej, była wprost stworzona dla prasy brukowej.Swoje dołożyła też Kinga, która wydała książkę o swoim życiu, w której rozliczyła się z byłym mężem. Przez ostatnie lata Rusin i Lis na temat ich wzajemnych relacji milczeli jak zaklęci. Ostatnio jednak doszło do przełomu. Nie bez znaczenia był fakt, że z domu Tomka wyprowadziła się Hanna. Ponoć dziennikarz teraz o wiele częściej widuje się z matką swych córek niż żoną. Kinga z kolei coraz chętniej wraca do czasu małżeństwa z Lisem. Niedawno zadeklarowała, że "chciałaby się kiedyś przyjaźnić z Tomkiem". Teraz z kolei w rozmowie z Plejadą wzięło ją na wspomnienia dnia ślubu.A było to wydarzenie niezwykłe, którym ekscytował się cała Polska! "Materiał z naszego ślubu ukazał się w 'Wiadomościach', które miały udział w rynku 99 procent. Nie było prasy kolorowej, nie było portali internetowych. Jedyną kolorową gazetą był tygodnik 'Antena'"- wspomina.Rusin opowiedziała też o swojej specyficznej sukni ślubnej. "Do ślubu poszłam w sukience komunijnej, bo nie miałam pieniędzy, żeby sobie kupować Bóg wie jaką sukienkę. Ona była z wypożyczalni sukien ślubnych, ale byłam strasznie chuda wtedy, a suknie ślubne były za duże" - wyjaśniła.Przeżyjmy zatem TEN dzień jeszcze raz. Zwróćcie szczególną uwagę na miny świadkowej Hanki. Myślicie, że już wtedy wiedziała, że Kinia nie będzie ostatnią "panią Lis"?
Zobacz również:













