Na ekrany kin wszedł właśnie film w reżyserii Kingi Dębskiej „Zupa nic”. Ta sentymentalna, słodko-gorzka komedia jest osadzona w latach 80, czyli czasach PRL-u. Grająca główną rolę Kinga Preis (sprawdź!) przyznaje w rozmowie z „Newsweekiem”, że chociaż w tamtym czasie była dzieckiem w wieku szkolnym, sporo utkwiło jej w pamięci:
W 1981 r. miałam dokładnie dziesięć lat. W pamięci zostały mi pojedyncze obrazy: niedzielny ranek 13 grudnia, moja mama płacze. Poprzedniego wieczoru babcia Marysia obchodzi imieniny, wszyscy świetnie się bawią, a ja teraz siedzę w pokoju telewizyjnym i oglądam przemówienie Jaruzelskiego, z którego oczywiście jako dziesięciolatka nic nie rozumiem.
W 1989 roku, gdy w Polsce odbywały się pierwsze częściowo wolne wybory, Preis wchodziła w pełnoletność. Jak ujawnia z perspektywy czasu, nie pojmuje, dlaczego Polacy, po zaledwie trzech dekadach wolności postanowili znów wrócić do PRL-u. Bo właśnie taka wycieczka, jej zdaniem, odbywa się na naszych oczach. Jako osoba, która właśnie odbyła podróż do przeszłości, gruntownie to przemyślała:
Patrzę na film „Zupa nic”, na tych bohaterów, którzy, owszem, mieli dużo ciężej, ale potrafili się cieszyć sobą i wszystkim tym, co mają, i patrzę na to, co się dziś wyprawia w Polsce. Jestem bliska przekonania, że zmierzamy dokładnie do czegoś takiego, co mieliśmy w PRL, tylko dziś jest gorzej, bo instrumenty manipulowania ludźmi są celniejsze. Jest to wszystko smutne, dołujące. Jest XXI wiek, chciałabym móc wybrać, czy chcę czytać „Newsweek”, „Gazetę Wyborczą”, czy oglądać TVN24, czy TVP. Tymczasem partia, która sprawuje w moim kraju władzę, nie tylko chce mi odradzić stację telewizyjną, która ich zdaniem „nie jest fajna” – oni chcą mi jej zakazać. Nie rozumiem, dlaczego my się tak musimy ciągle cofać w czasie?
Kinga Preis gorzko o Polsce
Aktorka, jak sama przypomina w wywiadzie, jest związana z serialem TVP. Od 12 lat zarządza parafią Ojca Mateusza. I sama nie wie, co z tym fantem począć:
Gram w serialu TVP. Zaczęłam tę pracę dwanaście lat temu. Telewizją zdążyły w tym czasie rządzić wszystkie ugrupowania. Mam się wypisać z serialu, bo teraz Woronicza firmuje PiS? A z kraju też mam się wypisać, bo rządzi nim PiS? Codziennie przeżywam jakiś rodzaj upokorzenia, wstydu, niechęci. Mówię: „Nie, no to już jest niemożliwe, to się nie zdarzy”. A potem pada słowo „reasumpcja”. I okazuje się, że jednak to jest wszystko prawda. Najgorsze jest to, że w oczach kogoś spoza Polski to ja jestem tym krajem, który łamie prawa człowieka, to ja jestem tym krajem, który nie przestrzega prawa do wolności słowa, nie szanuje kobiet. Co z tego, że nie mam z tym nic wspólnego? Chodzę na wybory, nic nikomu złego nie robię, nikogo nigdy nie oszukałam. To nic nie zmienia. Patrzę na osoby z mojego otoczenia bardzo zaangażowane w sprawy społeczne i polityczne, takie jak Maja Ostaszewska, i widzę, że ich działania też nic nie zmieniają.
Słowo „reasumpcja” padło w Sejmie niedawno, z okazji głosowania nad wnioskiem opozycji dotyczącym przesunięcia głosowania nad „lex TVN”. Po wygranym przez opozycję głosowaniu, Paweł Kukiz i posłowie z jego ugrupowania poinformowali, że pomylili się i chcą głosować jeszcze raz. Tak się też stało i „lex TVN” uzyskał wymaganą liczbę głosów. Kinga Preis, która z Pawełem Kukizem spotkała się przed laty na planie dwóch filmów, przyznaje, że nie poznaje dawnego kolegi:
Nie pamiętam, żeby go ciągnęło do władzy. Pisał piosenki w czasach, gdy ludzie za walkę o wolność umierali, byli wsadzani do więzienia. Trudno mi uwierzyć, że można tak dać rozmienić się na drobne, tak się sprzedać. Nie chcę powtarzać słów Radosława Sikorskiego pod adresem Pawła, ale niestety nie wierzę też w jego naiwność: że dał się podejść bardziej cwanym graczom. To, co zrobił, jest jego wyborem. Miał do tego prawo. W gruncie rzeczy obojgu nam chodzi o wolność, tylko zupełnie inaczej ją pojmujemy
To naprawdę smutne diagnozy. Zgadzacie się z Kingą?





***








