Artur Orzech przez blisko 30 lat komentował kolejne Konkursy Piosenki Eurowizji. Swoją pierwszą relację poprowadził w 1992 roku, na dwa lata przed triumfem Edyty Górniak w Dublinie. Warto przypomnieć, że Konkursy Eurowizji były transmitowane w TVP na długo przed tym, gdy w rywalizacji zaczęli brać udział polscy wykonawcy.
Kiedy TVP rozwiązała umowę z Orzechem i na jego miejsce zaangażowała Marka Sierockiego, Orzech postanowił prowadzić własne relacje w internecie.
W ubiegłym roku, gdy Rafał Brzozowski walczył w Rotterdamie piosenką „The Ride” Orzech relacjonował konkurs na YouTube. Udało mu się zgromadzić 130 tysięcy widzów. Jak wyznał z perspektywy czasu:
To była harcerska robota. W testach przed moją transmisją opóźnienie związane z komentarzem youtubowym wynosiło od 7 do 12 sekund. Ale gdy dołączyło w sumie 130 tys. osób, to padły serwery. Okazało się, że gdy jedna piosenka się skończyła, to jeszcze komentowałem poprzednią, bo opóźnienie sięgało nawet czterech minut, a piosenka na Eurowizji trwa trzy minuty.
W swojej najnowszej relacji, prowadzonej na Instagramie, Orzech nie mógł się oprzeć pokusie wbicia subtelnej szpili swojemu następcy. Poszło o gitarę chorwackiej artystki, Mii Dimšić, która w pierwszym półfinale wykonała piosenkę "Guilty Pleasure". Sierocki próbował przekonać widzów, że Chorwatka nazwała swoją gitarę na cześć ukochanego i pewnie wszyscy by mu uwierzyli, gdyby nie czujność Artura Orzecha... Jak wyjaśnił:
W pierwszym półfinale Chorwatka wystąpiła z gitarą. Pan Marek pozwolił sobie powiedzieć, że ta gitara ma na imię Martin, bo wszystkie dziewczyny nazywają swoje gitary imieniem swoich facetów. Martin to jest topowa marka producenta gitar akustycznych. Te gitary potrafią kosztować nawet do 50 tys. zł. Tak że to, panie Marku, trzeba wiedzieć.
Trudno się wypowiadać za pana Marka, ale my już wiemy…
Zobacz też:
Zenek Martyniuk popadł w poważny nałóg. Walczy z nim od lat
Antek Królikowski i Joanna Opozda kończą swoje małżeństwo. To już oficjalne
***