Co za sceny w "Pytanie na śniadanie". Tomaszewska nie wiedziała, co robić
W porannym programie TVP, czyli "Pytanie na śniadanie" doszło do zadziwiających scen. Gościem na kanapie Małgorzaty Tomaszewskiej i Aleksandra Sikory była właścicielka hodowli psów rasy Chihuahua, Kaja Kalwoda-Rosa i behawiorysta Paweł Lachowicz. Pieski wraz z gośćmi uczestniczyły w rozmowie na temat "przebodźcowania psów". Pech chciał, że ów temat stał się nie tylko teorią, ale i praktyką.
Dantejskie sceny w "Pytanie na śniadanie". Psy wpadły w szał, a Tomaszewska nie wiedziała, co robić
"Wzięliśmy je do studia telewizyjnego, które jest absolutnie niepsie. Tutaj jest tak dużo rzeczy, tyle nowych osób, nowe światło, siedzimy na sofie w bardzo bliskiej odległości... Do tego trzeba się przyzwyczaić, a nie każdy to potrafi. Nawet widać, że jedni nasi goście radzą sobie z tym lepiej, inni zdecydowanie gorzej" - mówił behawiorysta.
Pech chciał, że właśnie w czasie rozmowy po studiu TVP postanowił poprzechadzać się... pies operatora kamery. Do akcji wkroczył mops o imieniu Hops [to nie żart - przyp. red.].
Cztery małe pieski Chihuahua postanowiły głośno szczekać i wyrywać się z kanapy. Behawioryście nie udało się opanować małych szczekaczy, a do "akcji" wkroczyła sama ciężarna Małgorzata Tomaszewska, która z dobrego serca chciała pomóc, ale coś ewidentnie poszło nie tak.
Z pomocą Aleksandra Sikory, Hopsa przyprowadzono na odpowiednie miejsce, a mali goście w końcu się uspokoili.

Zobacz też:










