Robert Chojnacki, saksofonista, kompozytor, członek pierwszego składu De Mono, były mentor Andrzeja Piasecznego, 2 lata temu skończył 65 lat.
Robert Chojnacki jest już emerytem
W Polsce osiągnięcie tego wieku oznacza dla mężczyzn nabycie uprawnień do emerytury. O jej wysokości decyduje kwota wpłacanych przez całe zawodowe życie składek. Nie wszyscy artyści zdają sobie sprawę w tej zależności.
Jeszcze do niedawna modne było w polskim show biznesie narzekanie na głodowe emerytury i konieczność pracowania aż do śmierci. Dopiero Krystyna Sienkiewicz musiała huknąć na kolegów i koleżanki po fachu i wyjaśnić, że jak się latami szastało pieniędzmi, to potem nie wypada publicznie narzekać.
Robert Chojnacki nie ma litości dla gwiazd unikających płacenia składek
Gwiazdy w końcu zorientowały się, że ludzie, którzy sumiennie opłacają składki przez całe swoje zawodowe życie, nie mają wiele wyrozumiałości dla tych, którzy się latami migali od ich płacenia.
Jak się okazało, Robertowi Chojnackiemu też się ona skończyła. Jak dał do zrozumienia w rozmowie z "Super Expressem", brakuje mu cierpliwości, by słuchać narzekania kolegów po fachu, którzy uwierzyli, że ich sława będzie trwała wiecznie:
"Prowadziłem firmę, potrącali i płaciłem. Nie chciałem się obudzić z ręką w nocniku. Jak jest sława owszem, wszystko jest ładnie, idzie się szeroko, a potem można polecieć na pierwszym wirażu. Miałem tego świadomość. I teraz nie jęczę jak niektórzy, że nie mają z czego żyć. Trzeba było myśleć. A artyści nie potrafią jednak utrzymać pieniędzy w ręku za długo, bo one ich parzą. Ludzie myśleli, że kariera trwa całe życie, a tak nie jest, bo dzisiaj jest Chojnacki, a jutro ktoś inny. Następne pokolenia już też drapią powoli drzwi do kariery".
Robert Chojnacki zawczasu zadbał o przyszłość
Wiadomo, że niektórzy rzeczywiście znaleźli się w kiepskiej sytuacji nie ze swojej winy, bo ich pracodawcy, np. TVP czy państwowe teatry, nie opłacały za nich składek. Inni dobrowolnie migali się od ich płacenia. I dla nich właśnie Chojnacki nie ma litości. Jak tłumaczy, trzeba było myśleć perspektywicznie:
"Wiedziałem, że muszę płacić składki. Byłem już z domu przygotowany, moja mama zawodowo śpiewała w Mazowszu i w tym świetle człowiek się ogrzewał, bo wiedział, że ten zawód taki jest i muszę odkładać, bo nie będę potem miał na chleb".
W rezultacie, jak przyznaje, jego emerytura nie poraża wysokością, jednak na chleb rzeczywiście wystarcza. Jak ujawnił w "Super Expressie":
"Nie jest najgorzej. To nie jest głodowa emerytura. Nie powiem, że jest wystarczająca, ale nie zła. Na początku miesiąca przychodzi na konto i tyle mogę zdradzić. ZUS mi wyliczył, że jeszcze mam 300 miesięcy według rozdzielnika, to jakieś 25 lat mogę pożyć".









