Choć od śmierci Zdzisława Maklakiewicza minęły już 44 lata, filmy i seriale, w których zagrał, wciąż cieszą się ogromną popularnością, a o jego burzliwym życiu zakończonym w tajemniczych okolicznościach nadal krążą legendy...
Szemrane towarzystwo na pogrzebie
Nie jest tajemnicą, że Maklakiewicz był alkoholikiem, który z kumplami od kieliszka - a zwłaszcza z Janem Himilsbachem - potrafił biesiadować całymi nocami. O suto zakrapianych imprezach, nie tylko w modnych lokalach, ale też w podejrzanych stołecznych spelunkach, w których uczestniczył aktor, plotkowała przed laty cała Warszawa. Nie było w stolicy nikogo z tzw. półświatka, kto nie znałby pana Zdzisia i z kim pan Zdzisio choć raz by się nie napił. Gdy zmarł, opłakiwały go tłumy...
Na pogrzebie taty zebrało się dziwne towarzystwo. Obok znanych aktorów, reżyserów, ludzi filmu i dziennikarzy przyszły osoby zupełnie mi nieznane. Może kumple ojca z nocnych balang? Pewnie tak
O śmierci Zdzisława Maklakiewicza jego jedyna córka dowiedziała się od matki. Była akurat w Szwecji, gdzie pracowała jako ekspedientka w sklepie z dżinsami... Mama, aktorka Renata Firek-Maklakiewicz, nie potrafiła jej przez telefon powiedzieć, jak zmarł ojciec. Jedyną osobą, która wiedziała, co się stało, była babcia Marty, ale ona... nie chciała rozmawiać o synu, który był całym jej światem.
Babcia Cesia była pogrążona w szoku, w depresji (...). Jej świat, który wokół siebie stworzyła, nagle przestał istnieć. Wszystko zawaliło się w jednej chwili. Babcia zrozumiała, że została na świecie sama

Został spałowany na śmierć?
Z oficjalnego komunikatu, jaki w związku ze śmiercią popularnego aktora stołeczna milicja przesłała mediom wynikało, że Zdzisław Maklakiewicz zmarł wskutek powikłań nieleczonej cukrzycy. Miał zapaść w śpiączkę, z której już się nie obudził.
W komunikacie pominięto jednak fakt, że wcześniej został pobity przez milicjantów, gdy stanął w obronie prostytutek znieważonych przez portiera pilnującego wejścia do słynnych "Kamieniołomów" - ekskluzywnego lokalu znajdującego się w podziemiach Hotelu Europejskiego.
Plotki, że Maklak został spałowany na śmierć przez funkcjonariuszy PRL-owskiej bezpieki, lotem błyskawicy obiegły całą Polskę. Tymczasem milicjanci, którzy rzeczywiście zostali wezwani na miejsce zdarzenia i pomogli portierowi z "Kamieniołomów" pozbyć się niechcianych gości, nie byli nawet przesłuchani. Ich tożsamości nigdy nie ujawniono!
Plotkowano też, że Zdzisława Maklakiewicza pobił do nieprzytomności kochanek pewnej kwiaciarki z Krakowskiego Przedmieścia, z którą aktor wdał się w niezobowiązujący romansik.

Cały czas był w "baśniowym nastroju"
Po pogrzebie taty próbowałam wiele razy zrekonstruować wydarzenia tamtej październikowej nocy w 1977 roku. Rozmawiałam z wieloma przyjaciółmi i znajomymi ojca. Teraz jedynie wiem mniej więcej, co się mogło stać
Marcie Maklakiewicz nie udało się, niestety, znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania na temat okoliczności śmierci Maklaka. W jej książce, w rozdziale zatytułowanym "Śmierć ojca", często powtarzają się słowa "ponoć" i "podobno". Tak naprawdę tylko jedno jest pewne - że Zdzisław Maklakiewicz spędził noc na ławce przed Europejskim, rano się ocknął i jakoś dotarł do domu, a jego matka, widząc, że jest w fatalnym stanie (zapadł w śpiączkę cukrzycową), wezwała pogotowie.
Podobno usiadł na ławce i tam dopadł go sen. Rozpoznały go i obudziły panienki lekkich obyczajów z pobliskiego Hotelu Europejskiego. Miały do niego sprawę. Nie chciano ich wpuścić do "Kamieniołomów". Widocznie znał te panie albo zadziałał jego szarmancki stosunek do kobiet. Doszło do scysji z bramkarzami, wezwano milicję. Naoczni świadkowie twierdzą, że jakiś ORMO-wiec czy milicjant uderzył tatę pałką
Zdzisław Maklakiewicz zmarł w warszawskim szpitalu przy ulicy Lindleya 9 października 1977 roku - kilka dni po wydarzeniach przed Hotelem Europejskim i dokładnie trzy miesiące po swoich pięćdziesiątych urodzinach, które hucznie świętował 9 lipca.
Niestety, nikt nigdy nie wyjaśnił do końca przyczyn śmierci ojca. A miejska legenda o lekarzu pogotowia, który w drodze do szpitala zabił go zastrzykiem z glukozy, zwyczajnie nie ma sensu, bo przy niedocukrzeniu glukoza tylko by mu pomogła
O tym, że Zdzisław Maklakiewicz ma cukrzycę, nie wiedział nikt. Nawet on sam... Najprawdopodobniej zabił go alkohol, którego cukrzycy nie powinni brać do ust, a on - jak żartował Jan Himilsbach - cały czas był w "baśniowym nastroju".
Nie umiem powiedzieć, czy awantura przed Hotelem Europejskim i uderzenie pałką przez milicjanta przyczyniły się do śmierci taty
Na pewno była to przedwczesna, nieprzewidziana i niepotrzebna śmierć
Zobacz też:Hyży jest przerażona porodem. "Zdrowie i życie jest w rękach szaleńców"Kurde-Szatan cała się trzęsła! Przerażające wieści z domu gwiazdy!Kirk Douglas dopuścił się molestowania? Prawda po latach wyszła na jaw


***
Więcej newsów o gwiazdach, ekskluzywne materiały wideo, wywiady i kulisy najgorętszych imprez znajdziecie na naszym INSTAGRAMIE Pomponik.pl








