Śmierć Krzysztofa Krawczyka poruszyła całą Polskę. W te doniesienia było o tyle trudno uwierzyć, że przecież tuż przed Wielkanocą gwiazdor wyszedł ze szpitala i wrócił do domu. Piosenkarz walczył z koronawirusem, przed którym nie udało mu się uchronić, choć już wiele miesięcy wcześniej zrezygnował z koncertowania i zaszył się w swoim domu. Przyjął także pierwszą dawkę szczepionki i to właśnie sprawiło, że jego śmierć postanowili wykorzystać antyszczepionkowcy. Oczywiście na czele z "niezawodną" Violą Kołakowską. "Szczepionka powoduje brak odpowiedzi immunologicznej na wirusa. Ci, którzy się szczepią, mogą w taki sposób zakończyć swój żywot, przy zderzeniu się kolejnym razem z wirusem. Normalnie ten wirus nic by im nie zrobił złego, mogliby go nawet przejść bez żadnych objawów i nawet nie wiedzieliby o tym, że mieli kontakt z wirusem. A w sytuacji, kiedy przyjęli szczepionkę, to ten kontakt może się zakończyć właśnie w taki fatalny sposób" - mędrkowała na Instagramie Violka.
Żona Krawczyka szybko zdementowała, że przyczyną śmierci jej męża nie był koronawirus.

"Przyczyną śmierci Krzysztofa Krawczyka były choroby współistniejące. Artysta zasłabł i dziś trafił do łódzkiej placówki" - przekazano w programie "Serwis Info".
"Krzysztof tracił przytomność. Z minuty na minutę było coraz gorzej. Na koniec nie było z nim kontaktu, był nieświadomy. Z racji tego, że Krzysztof nie miał już koronawirusa, pogotowie zabrało go do szpitala Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi" - wyznał menedżer artysty w "Super Expressie".
To jednak nie wystarczyło, by przekonać antyszczepionkowców. Jeden z użytkowników Twittera pokazał nekrolog, który miał być rozpowszechniany przez koronasceptyków. "Po przyjęciu dwóch dawek szczepionką warunkową dopuszczoną przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych firmy Pfizer, trafił 23 marca do szpitala w związku z zakażeniem koronawirusem, 3 kwietnia wyszedł ze szpitala… 5 kwietnia zmarł" - możemy wyczytać w nekrologu.
"Brak słów" - skomentował internauta i trudno się z tym nie zgodzić...

***








