Wtorkowe "Fakty" zostaną z pewnością zapamiętane na długo. Powodem jednak nie jest żaden z materiałów, który został wyemitowany w trakcie trwania programu.
Podczas emisji na żywo doszło bowiem do sporej wpadki, która nie powinna się wydarzyć.
W pewnym momencie pojawiły się jakieś problemy z udźwiękowieniem i widzowie usłyszeli coś, czego nigdy nie mieli usłyszeć.
Kompromitująca wpadka w "Faktach". Myślała, że nikt jej nie słyszy
Gdy prowadząca Anita Werner zapowiadał reportaż o małym niedźwiadku błąkającym się samotnie w Tatrach, zza kadru dało się słyszeć niecenzuralne słowa.
Jeden z pracowników pozwolił sobie bowiem na głośne "ku**a mać".
Nagranie z "Faktów" usunięte przez TVN
Fragment programu oczywiście od razu trafił do sieci. Co ciekawe, na platformie Player, gdzie można obejrzeć programy stacji, po kilku godzinach podmieniono wersję wtorkowego wydania "Faktów". Wyciszono przekleństwo, które pada z tzw. offu.
Okazuje się jednak, że przekleństw w tym wydaniu było więcej. W materiale o sąsiedzkim konflikcie jeden z bohaterów w pewnym momencie używa sformułowania: "ma mnie głęboko w d***e", co także nie zostało w żaden sposób wyciszone.
Zobacz też:
Cichopek straci pracę w TVP? "Chcą się jej pozbyć z 'Pytania na śniadanie'"
Alec Baldwin chwilę po oddaniu tragicznych strzałów. Te nagrania pokazują, jak naprawdę zareagował
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc!









