W rozmowie z Interią florecistka i medalistka olimpijska mocno się otworzyła. Opowiedziała o relacji z córką. Wyjawiła, że zdarza jej się krzyczeć, mieć wyrzuty sumienia. Ale równocześnie robi wszystko, by nie popełnić błędów swojej matki.
Dziś jestem cała dla mojej Julki, a to dlatego, że moja mama wyjechała na stałe do USA, gdy miałam sześć lat. Nie wyniosłam dobrego wzoru z domu, myślę, że jeśli ktoś ma klasyczną rodzinę, jest mu łatwiej założyć swoją.
Zawsze miała nadzieję, że mama wreszcie do niej wróci. Tak się jednak nie stało. Nauczona doświadczeniem, kiedy tylko urodziła się Julia, Gruchała porzuciła karierę sportową.
Sylwia opowiedziała również o rozwodzie. Przyznała, że czas rozstania z mężem był dla niej niezwykle trudny.
Z własnego dzieciństwa miałam taki obraz, że dziecko jest otoczone rodziną. Nagle mi się świat zawalił, a to nie do końca zależało ode mnie. Wtedy podjęłam decyzję o powrocie do sportu, żeby mieć cel, czymś zająć głowę. Gdy doszłam do równowagi i się wyciszyłam, po raz drugi odeszłam od sportu.
Sylwia Gruchała źle znosiła czas lockdownu
Teraz jest szczęśliwa, ma wspaniałą córkę i narzeczonego u boku. To właśnie z nimi Gruchała spędziła trzy miesiące lockdownu, w domku letniskowym na Kaszubach. Mimo takiego towarzystwa, trudno było jej przetrwać tamten okres.
Długa zima wpłynęła na mnie depresyjnie, jak słyszę, nie jestem sama. Wiele rodzin też tak miało. Zmęczona jestem już pandemią. Jestem zdecydowanie za wolnością wyboru. Chcę decydować o swoim zdrowiu, mam nadzieję, że będę mogła podróżować, gdzie chcę, bo to kocham. To jest mój cel, żeby pokazać świat mojej córce. Idę w swoich wyborach trochę pod prąd. Był w modzie Zanzibar i Malediwy, ja od nich jak najdalej. Nie byłam też jeszcze w Chorwacji. Nie kupuję bestsellerów.
Spędza czas po swojemu i w swoim rytmie. Cieszy się każdą chwilą z rodziną, lecz ma też w sobie pewne przykre myśli i konstatacje. Mimo że w sporcie niemało osiągnęła, podchodzi do tego bardzo krytycznie. Nie jest zadowolona ze swojej kariery.
Powiedzmy sobie wprost: spieprzyłam ją. Mogłam osiągnąć o wiele więcej. Miałam wszelkie predyspozycje, żeby być najlepszą na świecie bardzo długo. Dokonywałam złych wyborów, przez co nie mam złotego medalu olimpijskiego. Źle mi zrobił związek z Włochem. Żałuję, że się zakochałam, że przestało mi się chcieć w sporcie.
Tamten związek wpłynął na nią destrukcyjnie. Do tego doszedł brak kogoś, kto by jej doradził, pokierował nią. Jak sama ocenia, taką osobą powinien być rodzic. Mamy nie było u jej boku, tatę pochowała, gdy miała 15 lat.
Gdy zaczęłam odnosić sukcesy w sporcie, to było dla mnie trudne, byłam ciągle oceniana. Dziś jestem już duża, dziś się tym nie przejmuję. Ale wtedy to mnie obciążało. Zewsząd słyszałam: "Ona nie zrobi kariery w sporcie, jest na to za ładna. Taki ktoś nie może wszystkiego, nie da się tego połączyć".
Całość wywiadu znajdziecie tutaj.
Zobacz również:











