Reklama
Reklama

Monika Richardson przeżyła prawdziwy koszmar na lotnisku! Zaczęła krzyczeć w autobusie pełnym ludzi

Monika Richardson nie mogła się spodziewać, że przedświąteczny wypad na urlop zakończy się dla niej prawdziwym koszmarem. Gwiazda zaplanowała sobie odświeżający wyjazd na narty, ale na przeszkodzie stanęły problemy na warszawskim Lotnisku Chopina. W pewnym momencie Richardson zaczęła aż krzyczeć. O co poszło?

Monika Richardson ma za sobą zdecydowanie niełatwe miesiące. Sprawa rozwodu ze Zbigniewem Zamachowskim nadal ciągle się bez końca, a w dodatku na jesieni gwiazda musiała zmagać się z negatywnymi komentarzami po wyznaniu, że kiedyś zdradziła partnera. Nie powinna więc nikogo dziwić chęć Richardson do wypoczęcia przez okresem świątecznym.

Reklama

Monika Richardson wybrała się na narty. Podróż okazała się koszmarem

Celem zimowej podróży dziennikarki była Andora, a dokładniej mówiąc jej ośnieżone stoki. Richardson jest znaną fanką narciarstwa i tym razem z pewnością liczyła na jeden ze swoich najlepszych wyjazdów tego typu. Radość z urlopu w znacznej części popsuły jednak problemy przy wylocie i powrocie. Richardson obwinia o nie złą organizację na Lotnisku Chopina w Warszawie.

Gwiazda podała dokładne szczegóły obu zajść na swoim Instagramie. Wszystko znalazło się w długim poście oznaczonym hashtagami "wstyd", "głupota" i "tumiwisizm", pisanym podobno ku przestrodze. Monika Richardson podkreśliła, że szusowanie na nartach wyszło cudownie, ale podróż w obu strony "była koszmarem" i to nie z winy tanich linii lotniczych:

Monika Richardson zaczęła krzyczeć w autobusie pełnym ludzi. A to nie był koniec

W dniu powrotu nie udało się odzyskać bagaży, ponieważ była już 2 w nocy. Dlatego wszyscy zainteresowani udali się z powrotem do domów tylko z kwitkami bagażowymi. Dwa dni później Richardson poinformowano, że narty są do odebrania, ale sama musi się po nie udać. Na lotnisku ciągle dzwoniła ze wskazanego telefonu, lecz nikt nie odbierał, choć podobno któryś z pracowników lotniska miał przynieść bagaż dziennikarki ze strefy wylotów.

Zirytowana Richardson ruszyła więc sama (w dodatku nielegalnie) do strefy odbioru bagażów i odzyskała narty własnoręcznie. Nikt nie był skłonny wysłuchać jej skarg, ani wyrazić skruchy za sytuację. Cała sytuacja była w oczywisty sposób nieprzyjemna, ale sprawa ma jeszcze drugie dno, o którym Monika Richardson wspomniała na końcu posta:

"Pozostaje nadzieja, że w okresie świątecznym, nikt nie zechce wejść do strefy odlotów tego lotniska w zgoła innym, niż ja, celu. No ale dlaczego miałby chcieć? W końcu wojna jest aż za granicą..." - podsumowała.

Zobacz też:

Monika Richardson zaatakowała TVP. O co poszło?

Marcin Mroczek walczy z zarazą i prosi fanów o pomoc z dziećmi.

Do tej roli przytył mnóstwo kilogramów. Jego nazistowski zbrodniarz przeraża do dzisiaj.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Monika Richardson | Zbigniew Zamachowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama