Kuba Wojewódzki znany jest z zamiłowania do szybkich i robiących wrażenie samochodów. Nieraz można spotkać go na ulicach Warszawy w autach z wysokiej półki. Zresztą "król TVN-u" wcale swojej "miłości" nie ukrywa i chętnie chwali się nią w mediach społecznościowych.
Na jego profilu na Instagramie można znaleźć sporo zdjęć z furami, o których większość społeczeństwa może tylko pomarzyć.
A skoro są szybkie samochody, to i muszą być nierzadkie wizyty na stacjach paliw. Ostatnio prezenter został "przyłapany" na stacji Orlen. Spotkał tam... dziennikarza "Niezależnej". Między panami doszło do słownej utarczki.
Gdy nasz współpracownik robił zdjęcia Wojewódzkiemu, ten podszedł do niego, zajrzał do samochodu i skomentował naklejkę "Wołyń - Pamiętamy". "O, widzę, że pan Wołyń pamięta" - miał rzucić Wojewódzki i dodał: "spier***aj dziadu", dodał coś na temat przepisów ruchu drogowego i odszedł. Jak relacjonuje nam Paweł Piekarczyk, Wojewódzki, odjeżdżając, stanął jeszcze obok jego auta na chwilę, ale gdy zobaczył, że ten sięga po telefon - odjechał.
Co ciekawe, Wojewódzki chwali się na Instagramie, że "zawsze nowe samochody" tankuje na innej stacji niż ta, na której spotkał go dziennikarz.
Zobacz również:











