Reklama
Reklama

Krzysztof Tyniec musiał ratować rodzinę handlem obwoźnym. Ledwie starczało im pieniędzy na życie

Krzysztof Tyniec to bez wątpienia jeden z najbardziej lubianych polskich aktorów starszego pokolenia. To on był 40 lat temu telewizyjnym Panem Fasolą, potem gwiazdą kultowej produkcji Polsatu „Daleko od noszy” i seriali „Klan” oraz „M jak miłość”. Zanim jednak dołączył do aktorskiej ekstraklasy, miał ogromnie problemy finansowe, bo profesor z PWST, który uczył go zawodu, a potem zatrudnił w swoim teatrze, miesiącami blokował jego karierę. „Ledwo wiązałem koniec z końcem” – ujawnił.

Krzysztof Tyniec bardzo długo po ukończeniu studiów w warszawskiej szkole teatralnej czekał na szansę, by zaistnieć jako aktor. Tak się złożyło, że pierwsze kroki w zawodzie stawiał na początku lat 80., a więc momencie, gdy większość polskich artystów bojkotowała TVP, więc musiał stawiać czoła ogromnym problemom, zwłaszcza finansowym. Zarabiał grosze, a w jego życiu bywały momenty, że nie miał co do garnka włożyć.

Reklama

Krzysztof Tyniec miesiącami czekał na debiut u Łomnickiego, ale się nie doczekał

Swą pierwszą w życiu rolę - uczestnika wieczorku poetyckiego w 3. odcinku kultowego serialu "Dom" - Krzysztof Tyniec zagrał tuż po obronie dyplomu w PWST. Nie przypuszczał wtedy, że na kolejną możliwość spojrzenia w oko kamery będzie musiał czekać kilka lat. Na szczęście od razu po ukończeniu studiów dostał angaż w stołecznym Teatrze na Woli, który założył Tadeusz Łomnicki - jeden z jego profesorów i mistrzów.

Choć 24-letni Krzysztof cieszył się z tego, że jego idol chce z nim pracować, szybko przekonał się, że ma niewielkie - wręcz zerowe - szanse na granie ról większych niż niewiele znaczące epizody. Przez kilka miesięcy czekał, aż Łomnicki pozwoli mu zadebiutować, ale... nie doczekał się.

"My, młodzi, od razu chcieliśmy być Hamletami, a od starszych kolegów słyszeliśmy, że musimy pięć lat terminować, zanim Łomnicki pozwoli nam zagrać coś dużego. Dlatego zrezygnowałem" - opowiadał po latach "Angorze", wspominając początki kariery.

Tadeusz Łomnicki znany był z tego, że chce być na scenie najważniejszy, a swoim młodszym kolegom pozwala jedynie od czasu do czasu ogrzać się w swoim blasku. Plotkowano, że blokuje kariery swoim najzdolniejszym studentom, bo po prostu boi się konkurencji.

Żona Krzysztofa Tyńca szyła koszule, a on próbował je sprzedać

Żeby grać cokolwiek, Krzysztof Tyniec zdecydował się pojechać aż do Słupska. Jego znajomy - reżyser Marek Grzesiński, który w lipcu 1980 roku został dyrektorem Słupskiego Teatru Dramatycznego - zaoferował mu rolę w sztuce "Wacława dzieje".
Pobyt w Słupsku, który miał potrwać jedynie kilka tygodni, przeciągnął się do prawie dwóch lat.

W tym czasie na świecie pojawiła się pierwsza córka aktora Paulina, a w Polsce wprowadzony został stan wojenny i słupska scena musiała zawiesić działalność. Żona Krzysztofa uznała, że łatwiej im będzie przetrwać w stolicy niż na prowincji. Tyle że w Warszawie też nie było dla niego pracy, bo wszystkie teatry były zamknięte, a artyści bojkotowali TVP.

"Żona zaczęła szyć koszule z jedwabiu, ja jako akwizytor chodziłem z tymi koszulami po małych sklepikach, ale rzadko ktoś chciał je ode mnie kupić. W końcu sam zacząłem się w nie ubierać. Śmiałem się, że jest nam tak ciężko, a chodzę w jedwabiach" - opowiadał aktor w wywiadzie dla "Gali".

Krzysztof Tyniec handlował też na bazarze na Skrze wełnianymi pończochami i rajstopami, które jego pracująca wtedy w NRD teściowa przysyłała do Polski: "Przekonywałem sam siebie, że żadna praca nie hańbi. Dzięki tym pończochom i rajstopom mieliśmy pieniądze na życie" - wyznał w rozmowie z "Galą".

Krzysztof Tyniec: Los w końcu się do niego uśmiechnął

Dopiero w 1983 roku karta Krzysztofa Tyńca się odwróciła po tym, jak został Panem Fasolą - bohaterem telewizyjnego programu dla dzieci. Zaraz potem Olga Lipińska zaprosiła go do swojego "Kabareciku": "Zostałem zauważony. A potem już jakoś tak poleciało" - powiedział "Angorze".

Aktor nie kryje, że po "chudych" latach przyjmował każdą propozycję, bo wychodził z założenia, że trzeba dużo pracować, aby coś mieć. Zaniedbał przez to, niestety, żonę i córki... Paulina miała sześć lat, gdy urodziła się jej siostra Karolina. Wychowanie dziewczynek spadło całkowicie na barki Jagody Tyniec. Na szczęście żona Krzysztofa to niezwykle wyrozumiała osoba.

"Jest uosobieniem wyrozumiałości i tolerancji. Nasze małżeństwo przetrwało tylko dzięki niej, choć  zdarzało się, że się buntowała" - opowiadał w rozmowie z "Na żywo".

Gwiazdor "Daleko od noszy" i "Klanu", pytany, czy jest szczęśliwy, od lat niezmiennie odpowiada, że na pewno jest wielkim szczęściarzem. Llos postawił mu bowiem na drodze wyjątkową kobietę.

"Jesteśmy razem już ponad pół wieku. Różnie bywało, ale najważniejsze, że to, co nas połączyło, wciąż pali się w naszych sercach. Nasze uczucie nadal jest piękne i nie wygasa, ciągle jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, powiernikami i kochankami" - powiedział "Dobremu Tygodniowi".

Zobacz też:

Krzysztof Tyniec wyjawił prawdę o rodzinie. Tak ich zawsze traktował

W taki sposób Tyniec i jego żona się spotkali. Okazał się miłością jego życia

Olga Lipińska wyszła za mąż na przekór matce. Musiała to zrobić

Źródła:

  1. Wywiad z K. Tyńcem, "Gala", kwiecień 2007,
  2. Wywiad z K. Tyńcem, "Angora", maj 2015.
  3. Artykuł "Trampolina do lepszego życia", "Na żywo", marzec 2022.
  4. Artykuł "Razem mimo burz", "Dobry Tydzień", marzec 2022.
Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Tyniec | Tadeusz Łomnicki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy