20 lutego 2017 roku niespodziewanie odeszła od nas uwielbiana przez miliony Polaków serialowa Krystyna Lubicz.
Choć aktorka od kilku lat nie grała już "Klanie", ludzie wciąż o niej pamiętali i trzymali kciuki za jej walkę z chorobą. Nie było bowiem tajemnicą, że Kotulanka od wielu lat zmagała się z chorobą alkoholową. Zdjęcia paparazzich napawały smutkiem. Widać było na nich aktorkę wychodzącą ze sklepu ze szklanymi buteleczkami, które szybko wypijała w drodze do domu.Ostatnimi czasy media donosiły jednak, że Kotulanka wychodzi na prostą. Gwiazda nie chciała pomocy od nikogo. Jej koledzy z serialu wielokrotnie zapewniali, że próbowali się z nią kontaktować, ale ta odtrącała ich pomocną dłoń. Nawet produkcja serialu bardzo długo szła jej na rękę i nieco przymykała oko na jej częsty brak dyspozycyjności. W końcu zdecydowano o uśmierceniu serialowej Krystyny. Aktorka odcięła się od świata i z nikim nie miała kontaktu. "Zarówno koledzy, produkcja serialu, jak i rodzina bardzo starali się jej pomóc. Ale osoby z tak zaawansowanym stadium choroby po prostu nie chcą wsparcia. Zamknęła się w sobie psychicznie i fizycznie. W swoim domu i swojej psychice" - wyznaje "Gwiazdom" aktorka Laura Łącz. Inni jej znajomi z branży też przekonują, że wiele razy próbowali jej pomóc wyjść na prostą. "Ponad rok temu przez telefon złożyłem jej propozycję pracy, bo tylko taki kontakt z nią miałem. Chciałem jej pomóc i zrobić z nią spektakl, w którym miała grać główną rolę" - opowiada tygodnikowi Jerzy Bończak, który liczył, że praca pomoże Kotulance wygrać z nałogiem. "Powiedziałem: Agnieszka, jak będziesz gotowa, to tylko czekam na twój sygnał, żeby rozpocząć realizację. Niestety, nie doczekałem sie. Nie nalegałem, bo w takich sytuacjach nie należy nalegać. Nie wiem, dlaczego odrzucała pomoc" – dodaje ze smutkiem.











