To miała być miłość do grobowej deski. Gdy w 2009 roku były premier poznał Isabel, zapałał do niej tak gorącym uczuciem, że zostawił ówczesną żonę i czworo dzieci.
Uskrzydlony miłością Kaziu szybko kupił ukochanej pierścionek zaręczynowy. Co ciekawe, towarzyszył mu przy tym reporter jednego z tabloidów.
"To ona zorganizowała tę ustawkę. Żeby mieć gwarancję, że odejdzie od żony" - ujawnił po pewnym czasie znajomy ekspremiera.
Podobno Izie zależało na tym, aby jak najszybciej wraz z ukochanym stanąć na ślubnym kobiercu. Skąd ten pośpiech?
"Iza ma staroświeckie poglądy. Nie chciała być jego kochanką, ale żoną. Czekali z ‘tym’ do nocy poślubnej" - zdradza znajoma kobiety w rozmowie z magazynem "Flesz".
Zakochani chętnie pozowali do wspólnych zdjęć, pojawili się na okładce jednego z magazynów, a nawet nagrali wideo z noworocznymi życzeniami.
Okazało się, że ich uczucie nie było tak trwałe, jak im się mogło wydawać i po jakimś czasie w związku Marcinkiewicza i Isabel pojawił się kryzys.
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy były premier stracił dobrze płatną pracę w Wielkiej Brytanii. Wówczas wraz z młodą żoną wrócił do Polski i kupił mieszkanie w Warszawie.
Ta przeprowadzka nie przysłużyła się małżeństwu Marcinkiewiczów.
"Iza przestała być Kazikowi potrzebna. W Londynie mu pomagała, znała lepiej angielski, miasto, orientowała się w ekonomii. W Warszawie zaczął się jej wstydzić" - wyjawia znajoma pary.
"Poetka z Brwinowa", jak prześmiewczo nazywają ją internauci, starała się ukryć to, że ich związek napotkał poważne problemy. Nawet gdy Marcinkiewicz się od niej wyprowadził, to ona w dalszym ciągu udawała, że między nimi wszystko jest w porządku.
Wiele zmienił dopiero wypadek samochodowy, któremu uległa Izabela. Właśnie wtedy okazało się, że Kazimierz zupełnie się nią nie interesuje i nie może liczyć na jego wsparcie.
Na jaw wyszły kolejne niewygodne fakty z ich wspólnego życia.
"Kiedy się zaokrągliła, wszyscy podejrzewali, że jest w ciąży. A to był skutek uboczny nadczynności tarczycy. Była senna, a mąż mówił, że jest leniwa i zarzucił jej, że tyje" - mówi przyjaciółka Izy.
Wreszcie kobieta miała już dosyć i złożyła pozew do sądu. Domaga się ona rozwodu z orzeczeniem o winie męża. Chce też, by płacił on jej wysokie alimenty.
Z kolei Marcinkiewicz wcale nie odpuszcza. Wynajął specjalistkę od rozwodów i chce udowodnić, że to wcale nie z jego winy doszło do rozpadu pożycia małżeńskiego.
Trudno więc przewidzieć, jakim werdyktem zakończy się ta trudna sądowa batalia.
Zobacz również:










