Katarzyna Dowbor wraz z ekipą programu "Nasz nowy dom" od ośmiu lat remontuje domy osób potrzebujących. Udało się polepszyć warunki życia ponad 200 rodzin.
W rozmowie z Plotkiem gospodyni programu zdradziła nieco szczegółów, o których mało kto wie. Okazuje się, że nie każda ekipa remontowa, zatrudniona przy produkcji, dawała sobie radę z gruntownymi, pięciodniowymi zmianami.
Były ekipy, które sobie nie poradziły z remontami, choć próbowały. To nie jest tak, że nie zrobiły tych remontów, bo zrobiły, ale później się wycofywały, mówiąc, że jest za ciężko, że za dużo pracy, że pięć dni to jest za mało. Nieprzyzwyczajeni byli to takiego tempa pracy. Niektórzy się wykruszali, bo nie mieli siły tego ciągnąć. Przyzwyczajeni byli do tego, że się coś rozgrzebuje, pójdzie się na drugą budowę, potem się znowu rozgrzebuje. Wiem coś o tym, wiem jak to wygląda.
Teraz na planie pracują trzy ekipy i Katarzyna zadowolona jest ze współpracy. Robotnicy są zaangażowani wyłącznie przy remontach "Naszego nowego domu". Wymieniają się, więc mają czas na odpoczynek po intensywnej pracy.
Jak ekipa zaczyna rano, to wychodzi nocą, aż skończy. Tu trzeba mieć dużą odporność i dużo siły, żeby coś takiego robić. Trzy nasze trzy ekipy tak pracują i to jest fajne.
Praca przy programie "Nasz nowy dom" jest swego rodzaju misją. Uczestnicy są tak zadowoleni, że ktoś podał im pomocną dłoń i odmienił ich życie, że "nawet nie przychodzi im do głowy, żeby coś krytykować".
Zresztą wcześniej architekci starają się podpytywać rodziny o ich preferencje co do kolorów i stylu.
Staramy się zawsze wychodzić tym rodzinom naprzeciw i ich wyobrażeniom o efekcie końcowym, bo każdy jakieś tam wyobrażenia ma
Dla rodzin, które biorą udział w programie, raczej nie liczy się kolor fotela, a bardziej to, że w końcu mają łazienkę czy bezpieczny system ogrzewania. Dziennikarka mówi, że jeszcze nigdy nie było sytuacji, że komuś nie podobał się efekt remontu. Zwykle jest wręcz przeciwnie.
Jedna z naszych ulubionych uczestniczek, starsza kobieta, powiedziała: Boże zostawiliśmy ruderę, a wracamy do pałacu. Takie są piękne reakcje i rzeczywiście takie serdeczne. Nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby ktoś skrytykował naszą pracę.
Przy okazji Dowbor odniosła się do zarzutów, jakie czasem pojawiają się po emisji. Wytłumaczyła, że nie wszystkie rozwiązania, jakich domagają się widzowie, są realne albo opłacalne. Poza tym produkcja wsłuchuje się też w głosy rodzin. Gdy uczestnicy wolą kuchenkę gazową od płyty indukcyjnej, to starają się spełnić oczekiwania.
Czasem widzowie nam zarzucają, że robimy kominek, a powinniśmy zrobić fotowoltaikę. Jeśli się da, to zawsze robimy. Zdarzają się natomiast domy w takich miejscach, że nie ma tyle słońca, żeby opłacało się ją zakładać. Z kolei taka rodzina może mieć dobry dostęp do drewna, bo żyje obok tartaku. Dla nich takie ogrzewanie kominkowe będzie najbardziej opłacalne.
Zresztą w polskiej edycji programu najważniejszy dla twórców jest komfort uczestników i przede wszystkim nim się kierują, a nie chęcią zrobienia show.
Po wyjeździe ekipy remontowej i telewizyjnej rodzina zostaje w wyremontowanym domu i musi go utrzymać.
My jesteśmy tam na chwilę, a oni zostają z tym domem na całe życie. To wszystko jest dla tych rodziny zrobione i bardzo się staramy, żeby nie robić tego po swojemu i tylko na pokaz.
Zobacz również:










