Dziennikarka w Polsce prowadzi cykl programów "Wiem, co jem i wiem, co kupuję", w Kanadzie pełniła jedynie obowiązki żony ambasadora RP Marcina Bosackiego, który nieustannie był w rozjazdach, cały czas gdzieś zapraszany, nieobecny...
Po tym, jak skończyła się jego misja, rodzina Bosackich postanowiła wrócić do ojczyzny. Pani Katarzyna już nie musi przemierzać oceanu, by pracować. I choć na obczyźnie nie było źle, poczuła ulgę.
- Wszystko u nas w porządku. Z rodziną i psem z małymi przygodami przeżyliśmy podróż przez ocean i już jesteśmy u siebie. Tam też było fajnie, ale naszym domem jest Polska. Ponadto jedzenie u nas jest dużo lepsze i zdrowsze - podkreśla Katarzyna Bosacka, mama czworga dzieci: Marysi, Zosi, Janka i Franka.
Jej pociechy nie buntowały się z powodu powrotu do kraju. - Przyjęły to jako normalną sprawę. Najmłodszemu jest dobrze tam, gdzie jest mama i tata. Dziewczynki teraz są na obozie tanecznym. Wróciły do dawnego zespołu, w którym tańczą ludowe tańce. A najstarszy syn prawdopodobnie rozpocznie studia na Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej skończył liceum w Ottawie - wyjaśnia Bosacka.
Sama ma bliżej do telewizji, wraca do pracy na uczelni i planuje wydanie książki z przepisami dań, którymi nie tak dawno częstowała gości jako żona ambasadora.
Czy będzie tęsknić za Kanadą? Niewykluczone... Jej zdaniem to bardzo przyjazny kraj z piękną fauną i florą oraz zawsze uśmiechniętymi, sympatycznymi i życzliwymi ludźmi.
Gdy pies rodziny Bosackich wpadł pod samochód i musiał chodzić w specjalnym kołnierzu, nie znalazł się na ulicy nikt, kto nie zapytał, co stało się pieskowi.
- W Kanadzie żyliśmy w środku lasu. Wszędzie skakały czarne i szare wiewiórki, a tuż obok nas mieszkał skunks i szopy pracze. Świstaki widywaliśmy w sąsiedztwie, więc nigdy nie byliśmy sami. To było świetne miejsce do mieszkania i życia.
***
Zobacz więcej materiałów o gwiazdach:
