Żeglarz Krzysztof Baranowski (85 l.) zabrał ukochaną jubilatkę do urokliwej knajpki, gdzie wznieśli toast za kolejne lata szczęśliwego małżeństwa.
Najwyraźniej wino w lokalu było zbyt drogie, bo para wstąpiła jeszcze do sklepu po butelkę trunku, gdzie ceny były zapewne o wiele przystępniejsze, a przecież nie jest tajemnicą, że Wander i Barańskiemu ponoć nie wiedzie się najlepiej.
"Jestem bankrutem. Po latach ciężkiej pracy muszę sprzedać nasz dom w Konstancinie, bo nie jestem w stanie go utrzymać. Budowaliśmy go jeszcze w wieku produkcyjnym, przy niezłych zarobkach. Teraz dwie emerytury nie wystarczają na opłacenie rachunków. Czasem trafi się jakiś wykład motywacyjny, wtedy mamy dodatkowe pieniądze" - lamentował swojej książce mąż Wander. W kontekście picia wina martwią także słowa pana Krzysztofa..."W południe wyciągam wino do obiadu, a właściwie dwa, bo dla mnie białe, a dla Bogusi czerwone. Lubimy wino. Po obiedzie ogląda telewizję, ja idę na drzemkę. Po drzemce idziemy na spacer albo wsiadamy w samochód i jedziemy do Konstancina. Tam odwiedzamy znajome i nieznajome pieski" - opowiadał.Na szczęście na zdjęciach widać, że winko piła tylko szanowna jubilatka, a jej ukochany popijał sok. Razem szczęśliwie wrócili więc do domu...








***








