Te piękne słowa najpełniej oddają to, co czuje się na widok Ewy Błaszczyk. Znanej aktorki, ale przede wszystkim osoby, którą dotknęła w życiu wielka tragedia. I jednej z nielicznych, która osobisty dramat potrafiła przełożyć na piękną ideę pomocy cierpiącym dzieciom.
Dzięki odwadze, uporowi i niesamowicie silnej psychice Błaszczyk udało się w grudniu ub. roku otworzyć klinikę Budzik. Powstała w pobliżu Centrum Zdrowia Dziecka, przyjmuje dzieci znajdujące się w śpiączce. Klinika nosi imię jej chorej córeczki, Oli Janczarskiej (19).
Wkrótce minie 13 lat od tego dnia, gdy sześcioletnia wówczas dziewczynka zakrztusiła się i straciła przytomność. Mimo natychmiastowej pomocy zapadła w śpiączkę. Po tak długim czasie aktorka zaakceptowała to, że córka żyje w swoim świecie. Nigdy jednak nie przestała wierzyć, że wraz z rozwojem medycy znajdzie się metoda, która pozwoli na przełom w leczeniu.
"Nie zapominajmy, że zdarzają się cuda. A nie mogę przestać walczyć..." - mówi aktorka z przekonaniem. I każdego dnia z całą intensywnością pokonuje wiele przeciwności, by pozostającą bez świadomości dziewczynkę przywrócić światu i bez przerwy śledzi wszystko, co ma związek z takimi przypadkami.
Na pamięć zna telefony neurologów światowej renomy, miejsca, gdzie leczenie daje największą skuteczność. Sprowadziła już do Oli lekarza z Anglii, któremu udało się wybudzić wiele osób ze śpiączki. Próbowała też metody przeszczepienia komórek macierzystych w klinice w Moskwie.
Jednak te terapie nie przyniosły efektów. Ale właśnie pojawiła się nowa szansa...
"Znalazła ją w Japonii. Polega ona na wszczepieniu do pnia mózgu urządzenia, które działa jak supernowoczesny rozrusznik. Podobno efekty są rewelacyjne" - mówi jej znajoma.
Czy to właśnie ta terapia może wyleczyć Olę? Ewa Błaszczyk ma nadzieję, że jest to możliwe. Choć przegrała kilka bitew, wierzy, że wojnę o kochaną Olę jeszcze może wygrać.
Zobacz również:


AP
21/2013