Miała 6 lat, kiedy czule żegnała się z tatą idącym do Powstania Warszawskiego. Po przegranej walce Krzysztofowi Tyszkiewiczowi udało się uciec do Wielkiej Brytanii. Nie wrócił już do kraju, nie utrzymywał kontaktu z rodziną.
Dorastająca Beata Tyszkiewicz dużo o nim myślała. Tęskniła. Gdy została gwiazdą, chciała odnowić relację.
- Ilekroć byłam w Londynie, chyba aż dziewięciokrotnie, bo miałam tam również rodzinę mojej matki, pisałam do ojca karteczki, że czekam na jego telefon między 9 a 10 rano. Nigdy się do mnie nie odezwał - wspominała.
Będąc po raz kolejny w Anglii, skorzystała z pośrednictwa ciotecznej siostry tam mieszkającej.
- Widocznie ojciec musiał się poczuć przyparty do muru, bo zadzwonił. Mówił, że jest poważnie chory na serce i nie bywa w Londynie. Zaproponował, bym przyjechała do niego - opowiadała.
Mieszkał w miasteczku Berkhamsted Hestz, godzinę drogi od stolicy. Całą noc nie mogła spać, denerwowała się. Czekał na stacji ze swoją drugą żoną.
- Mimo lat niewidzenia się poczułam jakąś więź krwi, czułość serca i bliskość. Mój ojciec nic o mnie nie wiedział! Jego najbliżsi przyjaciele nawet nie przypuszczali, że ma w Polsce żonę i dwoje dzieci. Nie zapytał o mamę - wspominała z goryczą.
Wieczornym pociągiem wróciła do Londynu. - Trudno jest nadrobić stracony czas, nie można dogonić życia - kwituje to spotkanie.
Krzysztof Tyszkiewicz zmarł w Anglii, mając 65 lat.


***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: