Beata K. usłyszała już zarzut prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. 1 września około 20:05 na skrzyżowaniu ulic Batorego i al. Niepodległości w Warszawie została zatrzymana przez przypadkowego kierowcę, który następnie wezwał policję. Wokalistka miała jechać "zygzakiem" od krawężnika do krawężnika.
Jak powiedział nam Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji Warszawa II, badanie alkomatem wykazało, że Beata K. miała około 2 promili alkoholu w wydychanym powietrzu. Straciła prawo jazdy. W wydanym na Instagramie oświadczeniu napisała, że bardzo żałuje tego, co się wydarzyło. Przeprosiła też fanów, że ich zawiodła. Grozi jej do dwóch lat więzienia.
Beata K. z zarzutami! "Mogła Pani kogoś zabić"
Sprawę postanowił skomentować dziennikarz i wokalista Damian Maliszewski, który w ostatnim czasie krytykował gwiazdy występujące na festiwalu w Opolu.
O Beacie K. pisze, że to jego "muzyczna matka chrzestna" i "zrobiła coś bardzo nieodpowiedzialnego". W swoim wpisie sugeruje, by udała się na porządną terapię, do czego zachęca ją "niezłośliwie i z życzliwością". Uważa, że jeśli ktoś raz został przyłapany na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu, najprawdopodobniej robił to już wcześniej. Wspomina swojego ojca Edwarda, który "od czasu do czasu lubił prowadzić samochód pod wpływem alkoholu". Zabił się 1 grudnia 2002 roku.
Tata z około trzema promilami we krwi wsiadł do malucha. Był wczesny wieczór, na ulicy śnieg. Wcisnął pedał gazu i prawie wypadł z zakrętu. Biegliśmy z siostrą za tym autem krzycząc: „tato! Tato!”. Mama była w pracy - pisze Maliszewski.
Z doświadczenia wiem, że rzadko jest tak, że policja zatrzymuje kogoś, kto akurat tego dnia pierwszy raz w życiu wsiadł za kółko pijany. Jeżeli ktoś napruty jedzie raz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wcześniej również jeździł, tylko go nie złapali, albo złapali, ale dał w łapę - stwierdza Maliszewski.
Dalej pisze że z życiem mogła pożegnać się nie tylko Beata, ale i przypadkowe osoby.
Nie mam grama zrozumienia dla jazdy pod wpływem alkoholu, narkotyków. Pani, Pani Beato już nie trzeba mówić, co zrobiła, bo Pani wie - pisze Maliszewski.
Trumny mogli także wybierać bliscy tych, których na szczęście Pani nie zabiła. Koncerty, sesje, kwiaty od fanów to nie terapia. To chwilowy zastrzyk dopaminy. Sława jeszcze nikogo nie uratowała przed wewnętrznym cierpieniem. Gdyby coś się Pani stało, mój świat także na długo zamieniłby się w pył.









