Artur Orzech od wielu lat związany był z TVP. Widzowie znali go głównie z flagowego programu "Szansa na Sukces". Komentował również występy na Eurowizji.
Jak wielkie było więc zaskoczenie, gdy media obiegła informacja, że nie będzie już dłużej współpracował z publicznym nadawcą.Według TVP prezenter nie dotrzymał warunków umowy, co skutkowało jego zwolnieniem. Informator z planu śpiewającego programu wyznał, że przekazał niezrozumiały komunikat drogą telefoniczną i nie przyszedł na plan.
Rozmawiająca z nim osoba miała mieć wrażenie, że jest "niedysponowany".
Nieprzewidywalne zachowanie pana Artura Orzecha mogło narazić na niezasłużone przykrości zaproszone dzieci, które przyjechały do TVP specjalnie z Kraśnika, aby wziąć udział w tym nagraniu. Z powodu niedyspozycji i absencji Artura Orzecha, Telewizja Polska narażona została na straty finansowe i wizerunkowe, które powstałyby w przypadku niezrealizowania audycji - napisało kierownictwo TVP w specjalnym oświadczeniu.
Dziennikarz od samego początku nie zgadzał się z tą wersją wydarzeń. W jednym ze wpisów na Facebooku wyznał, że to on zrezygnował z prowadzenia programu, ponieważ "nie pozwoli sobie swoją twarzą popierać zespołu Boys i pana Pietrzaka.Teraz na jaw wychodzą nowe fakty. Na prywatnym profilu na Facebooku Orzech opublikował osobliwą wiadomość. Utrzymuje, że to on odszedł z "Szansy" i w dodatku musiał zapłacić karę umowną...
Ponieważ TVP wyemituje odcinek "Szansy na Sukces" z moim udziałem, w najbliższą niedzielę, żeby nie robić ludziom wody z mózgów, pragnę poinformować, że ten odcinek został nagrany 26.01.2021. Gdyby to Telewizja Polska zerwała ze mną umowę, nie musiałbym płacić kar umownych za zerwanie jej przeze mnie. Szkoda czasu i słów. Amen - napisał na Facebooku.










