W czerwcu minęło osiem lat od dnia, gdy po raz pierwszy założył sutannę i koloratkę na planie serialu "Ojciec Mateusz". Wydawało się, że nadawany od 2008 roku serial skończy się na 11. sezonie, ale miliony Polaków tak pokochały przygody dociekliwego księdza z Sandomierza, że kręcona jest już 16. seria.
Mówi się też o kolejnych, o ile Artur Żmijewski nie zechce się pożegnać z rolą. Zaczyna się już z nią niebezpiecznie kojarzyć, a to dla ambitnych aktorów zawsze jest problemem. Już kilka lat temu w prasie pojawiły się głosy, że aktora zmęczył wizerunek księdza o niemal kryształowym charakterze, w jaki święcie uwierzyły miliony odbiorców.
- Artura dręczyło także poczucie, że stanął w miejscu, że nic nowego go nie czeka, że przestał się rozwijać. Był głodny nowych wyzwań. Marzyła mu się reżyseria - mówi znajomy aktora.
Wiele lat temu Żmijewski zasmakował pracy po drugiej strony kamery w serialu "Na dobre i na złe". Z bardzo dobrym skutkiem.
- Fantastycznie się z nim pracowało - rozpływała się w zachwytach Małgorzata Foremniak, zapewniając, że jej kolega z planu może okazać się równie dobrym reżyserem co aktorem. Do podobnego wniosku doszli też producenci "Ojca Mateusza". Wychodząc naprzeciw marzeniom aktora, zaproponowali mu, by zajął się reżyserią kilku odcinków.
- I Artur nie zawiódł ich zaufania. Świetnie ogarniał plan i współpracował z aktorami. Sam przy tym grał rewelacyjnie. Naprawdę potrafi pracować po obu stronach kamery - opowiada jeden z aktorów "Ojca Mateusza" w tygodniku "Świat i Ludzie".
Wygląda na to, że producenci i miłośnicy serii o detektywie w sutannie mogą spać spokojnie. "Ojciec Mateusz" jest uratowany!


***Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów








