Reklama
Reklama

Aleksandra Śląska wybaczała mężowi skoki w bok, ale dla jego kochanek nie miała litości. Tak się z nimi obeszła!

Aleksandra Śląska – jedna z najwybitniejszych polskich aktorek wszech czasów – przez wiele lat rządziła stołecznym Teatrem Ateneum, którego dyrektorem był jej mąż Janusz Warmiński. Nie znosiła aktorskich miernot, za to kochała i promowała uzdolnioną młodzież... Koleżanki z teatru nazywały ją „bezwzględną dyrektorową”, a studenci „świętym potworem”.

"Zagłębie Śląsko-Warmińskie" - tak w latach 70. i 80. ubiegłego wieku mówiono o warszawskim Teatrze Ateneum, którym zarządzali Janusz Warmiński i jego żona Aleksandra Śląska. Oboje byli bez reszty oddani swej pracy i teatrowi przy ulicy Jaracza, który nazywali drugim domem.

"Teatr zabrał mi rodziców. Rano próby, wieczorem spektakl... Sztuka była dla nich najważniejsza" - opowiadał Szczęsny Górski, wspominając matkę i ojczyma w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Aleksandra Śląska: Mąż przymykał oko na jej romanse... dla świętego spokoju!

Aleksandra Śląska była jeszcze studentką, gdy zadebiutowała na scenie Teatru im. Słowackiego w Krakowie jako Rózia w spektaklu "Bartosz Głowacki". Zanim skończyła szkołę teatralną, miała już na koncie kilkanaście ról i opinię wschodzącej gwiazdy krakowskich Miejskich Teatrów Dramatycznych. Kiedy jednak w 1949 roku - dwa lata po obronie dyplomu - dyrektor warszawskiego Teatru Współczesnego zaproponował jej etat, bez wahania opuściła Kraków i razem z mężem - młodym onkologiem Czesławem Górskim - przeniosła się do Warszawy.

Reklama

Grając swą pierwszą rolę we Współczesnym, Aleksandra Śląska była w ciąży. Niespełna rok po przeprowadzce do stolicy urodziła syna, a zaraz potem wróciła na scenę i rozwiodła się z Górskim. W jej życiu pojawił się bowiem Janusz Warmiński, który został nie tylko jej drugim mężem, ale też kolejnym... dyrektorem.

Aleksandra Śląska miała ogromny wpływ na to, co dzieje się w Ateneum. To ona zatwierdzała repertuar i obsadę każdego przedstawienia, przyjmowała do pracy nowe aktorki i nowych aktorów, a także wyrzucała osoby, które - jej zdaniem - nie pasowały do zespołu lub były wobec niej nielojalne. 

Plotkowano, że będąc dyrektorową "odstrzeliła" wszystkie... kochanki Warmińskiego. Na liście jej ofiar było wiele znanych pań, a wśród nich Grażyna Barszczewska i Monika Dzienisiewicz

Wybaczała mężowi skoki w bok, ale dla jego faworyt była bezwzględna. Promowała natomiast swoich adoratorów (byli wśród nich m.in. Jerzy Kamas i Jacek Borkowski), na co jej mąż - dla świętego spokoju - przymykał oko.

Śląska - choć teatr był jej największą miłością - często zdradzała go dla filmu ("Ostatni etap", "Pasażerka", "Spotkanie w bajce") i telewizji ("Królowa Bona", "Wielka miłość Balzaka") oraz dubbingu, którego była niekwestionowaną królową. Była też wspaniałą nauczycielką aktorstwa - przez kilkanaście lat wykładała w stołecznej PWST i należała do Rady Wyższego Szkolnictwa Artystycznego.

Aleksandra Śląska: Rak zżerał ją latami... Zmarła niespełna miesiąc po zdiagnozowaniu choroby!

Aleksandra Śląska nigdy nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Wśród znajomych uchodziła wręcz za okaz zdrowia. Niestety, kilka lat przed śmiercią zaatakował ją rak, który powoli i bezboleśnie niszczył jej organizm. Aktorka nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest śmiertelnie chora!

"Mama zakończyła jeden sezon teatralny, wydawało się, że jest zupełnie zdrowa, ale nie zdążyła rozpocząć następnego, bo zmarła" - wspominał syn Śląskiej w rozmowie z autorką książki "Być dzieckiem legendy".

Nagła śmierć gwiazdy warszawskiego Teatru Ateneum zaskoczyła wszystkich jej bliskich, znajomych i fanów. Była tym bardziej niespodziewana, że aktorka - po ostatnim przed letnią przerwą przedstawieniu i przed wyjazdem na wakacje - zrobiła wszystkie badania i lekarze orzekli, że nie ma najmniejszych powodów do jakichkolwiek obaw.   

"Dopiero kiedy wyjechała, jak co roku, do Karlovych Varów, żeby skorzystać z różnych zabiegów, zregenerować się po całym roku ciężkiej pracy, wzmocnić i nabrać sił przed następnym sezonem, poczuła się tak źle, że zemdlała w basenie" - opowiadał wiele lat później Szczęsny Górski.

Aktorka przeczuwała, że dzieje się z nią coś niedobrego. Przed wyjazdem do Karlovych Varów zostawiła mężowi dokładne instrukcje, jak korzystać z kuchenki mikrofalowej, jak uruchomić opiekacz, jak rozmrażać lodówkę... Do swojego mieszkania na ulicy Złotej nigdy już nie wróciła! Prosto z czeskiego uzdrowiska przewieziono ją do szpitala. Podejrzewano, że ma zapalenie płuc.

"Diagnoza była porażająca. Nowotwór. I to tak zaawansowany, że nie było już właściwie ratunku. Nigdy nie pogodziłem się ze śmiercią mamy. Być może dlatego, że była taka nagła, niespodziewana" - stwierdził Szczęsny Górski na kartach książki "Być dzieckiem legendy" Małgorzaty Puczyłowskiej.

Aleksandra Śląska zmarła 18 września 1989 roku - niecały miesiąc po tym, jak zdiagnozowano u niej raka krtani. Miała  niespełna 64 lata.

Aleksandra Śląska: Mąż i syn nigdy nie pogodzili się z jej odejściem

Janusz Warmiński nigdy nie pogodził się ze śmiercią ukochanej, u boku której szedł przez życie przez prawie cztery dekady. Próbował dociec, jak to się stało, że Aleksandra Śląska przez kilka lat była śmiertelnie chora i... nikt o tym nie miał pojęcia, mimo że regularnie poddawała się badaniom. 

Wypożyczył nawet ze szpitala dokumentację choroby żony, bo chciał wiedzieć, czy musiała umrzeć, czy nie dało się jej uratować.

"Dlaczego nowotwór rozwinął się tak szybko, mimo rozmów z wieloma wybitnymi onkologami, pozostaje dla mnie zagadką do dziś" - powiedział syn aktorki w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Janusz Warmiński przeżył żonę o siedem lat. Do końca życia (zmarł 2 listopada 1996 roku) kierował Teatrem Ateneum. Spoczął obok Aleksandry Śląskiej na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

Zobacz też:

Pola Raksa zdradzała męża z rosyjskim amantem!

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra Śląska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy