Gwiazdor musicalu "Mamma Mia!" podkreśla, że operacje plastyczne są kiepskim pomysłem, jeśli ktoś chce wyrażać siebie jako aktor.
"Twarz powinna się ruszać, jeśli chce się grać. Po co wyposażać skrzypce w struny, jeśli one nie wibrują?" - powiedział 48-letni aktor BBC Radio 5.
"Wstrzykiwanie sobie czegoś w twarz tak, aby była sparaliżowana, albo wycinanie czegoś, żeby usunąć wszelkie oznaki życia, to katastrofa, jeśli chce się wyrażać emocje" - uważa Firth.
Wstrzykiwanie botoksu, który staje się coraz popularniejszy w Hollywood, czasowo paraliżuje mięśnie twarzy, sprawiając, że nie można się zmarszczyć czy podnieść brwi.
Aktor podkreśla, że nie jest zupełnym przeciwnikiem operacji plastycznych, jeśli "ktoś może sobie na to pozwolić i nie boi się bólu". Sam "też by sobie zaraz coś takiego zrobił, gdyby wyglądało to dobrze". "Na razie jednak nie widziałem niczego, co działa zadowalająco" - dodał.