Robert Lewandowski jest milionerem
Robert Lewandowski nie narzeka na brak luksusów. Widać to wyraźnie po jego kolekcji samochodów, zegarków wartych fortunę czy kolejnych nieruchomościach, które kupuje - obecnie głównie w Hiszpanii. Może sobie na to pozwolić - według danych portalu Capology.com z 2024 roku, zarobki piłkarza w FC Barcelona wynoszą około 33 milionów euro rocznie.
140 milionów złotych z gry w klubie to jednak nie wszystko. Robert prowadzi własne biznesy, jak restauracja NINE's w Warszawie, i można tylko zgadywać, jakie ma stawki za współprace reklamowe w mediach społecznościowych.
Teraz światło dzienne ujrzała nieautoryzowana biografia "Lewandowski. Prawdziwy". Jej autor - Sebastian Staszewski - nie zawsze maluje obraz piłkarza jasnymi barwami. Komentuje pomijane zwykle tematy, jak realia jego małżeństwa z Anną Lewandowską czy też kwestie rzekomo trudnego charakteru sportowca. Ale to nie wszystko - aż trudno uwierzyć w historię, którą podobno opowiedzieli mu koledzy Lewego.
Plotkowano o skąpstwie Lewandowskiego. Teraz wyszło na jaw
Staszewski gościł w programie "Rymanowski Live". W rozmowie pojawił się temat plotek, krążących o Robercie, a związanych z jego rzekomym skąpstwem. Sebastian Staszewski wyznał w wywiadzie, że miał okazję osobiście zapytać piłkarza, czy uważa się za skąpego.
"Robert mówi, że skąpy nie, ale nie jest rozrzutny. Lewandowski potrafi dać prezent, który od kogoś dostał, komuś w prezencie. Ma jakieś gadżety, które dostaje itd. i daje dalej" - stwierdził autor książki, zaznaczając, że choć on sam nie widzi w tym problemu, niektórzy nieco z tego kpią.
Przytoczył za to inną historię, w której Lewy miał podobno na jednej z imprez poprosić obecnych tam kolegów, by... dołożyli się do rachunku. Kiedy zapytał o to samego zainteresowanego, otrzymał zadziwiającą odpowiedź.
Robert Lewandowski twierdzi, że "nie lubi marnować pieniędzy"
Staszewski w programie Rymanowskiego opowiedział o imprezie urodzinowej Lewandowskiego.
"Zrzućcie się chociaż po 5 dyszek" - miał ich poprosić piłkarz.
Przy czym, jak precyzuje autor książki, chodziło o 50 euro, czyli około 200 złotych. "Robert tego nie pamiętał, ale inni z jego otoczenia to pamiętali dobrze" - zapewnia Staszewski.
Kiedy zapytał o to Roberta wprost, usłyszał w odpowiedzi:
"Wiesz co, ja nie mam takiego poczucia, że marnowanie 100 złotych różni się czymś od marnowania miliona złotych. Nieważne, czy mam na koncie milion, czy sto, ja nie lubię marnować pieniędzy" - brzmiały podobno słowa piłkarza.
Z drugiej strony Kamil Grosicki zapewnia, że Robert zawsze płacił za wszystkie kolacje, na których byli razem. Takie sprzeczności nie dziwią. W końcu Małgorzata Rozenek, zapewniająca w wywiadach, że żyje "oszczędnie i racjonalnie", na swój pierwszy luksusowy zegarek wydała tyle, ile kosztuje drogi samochód.









