Jan Englert odpiera zarzuty o. "Mam w nosie, co o mnie mówią"
Jan Englert (82 l.) na początku tego roku wywołał zamieszanie, obsadzając obie kobiece role w "Hamlecie" własną rodziną. Wprawdzie Teatr Narodowy oficjalnie zaakceptował wybór Englerta, jednak opina publiczna miała na ten temat własne zdanie. Sam aktor wychodzi z założenia, że nepotyzm ma miejsce tylko jeśli zatrudnia się krewnych bez kwalifikacji.
Szekspirowski "Hamlet" był zapowiadany jako ostatni spektakl, wyreżyserowany przez Jana Englerta, a zarazem jego pożegnanie z Teatrem Narodowym, w którym od 22 lat pełnił funkcję dyrektora artystycznego.
Próby przed zaplanowaną na 12 kwietnia premierą przebiegały w atmosferze skandalu, odkąd redaktorka "Notatnika Teatralnego", Małgorzata Maciejewska ujawniła, że rolę królowej Gertrudy Englert powierzył żonie, Beacie Ścibakównie, a Ofelii – córce, Helenie Englert, która nawet nie należy do ekipy Teatru Narodowego.
Szef Teatru Narodowego, Krzysztof Torończyk w oficjalnym oświadczeniu wyznał, że nie ma zamiaru ingerować w wizję artystyczną Englerta i przywołał przykład jego poprzednika, który pożegnał się ze sceną narodową, wystawiając spektakl według swojego scenariusza, opartego w dużej mierze na tekście własnej córki.
Po stronie Englerta murem stanęła całą branża teatralna, tłumacząc, że tradycją jest, by każdy dyrektor artystyczny żegnał się ze stanowiskiem w wybrany przez siebie sposób. Nie zabrakło także opinii, że Englert po prostu nie bardzo miał wybór, bo większość aktorów jest zajęta grą w serialach, produkcjach platform streamingowych albo występami w programach rozrywkowych.
Ostatecznie spektakl okazał się tak wielkim sukcesem, że fałszerze podrabiali bilety i zrobiła się z tego kolejna afera, a oszustwa trzeba było zgłosić odpowiednim służbom.
W rozmowie z "Super Expressem" Englert, poproszony o komentarz do skandalu sprzed kilku miesięcy, najpierw nie chciał nic powiedzieć, a potem wyjaśnił, że w jego opinii nie może być w tym przypadku mowy o nepotyzmie, bo zarówno jego żona, Beata Ścibakówna, jak i córka, Helena Englert są dyplomowanymi aktorkami:
"Nie będę w ogóle zabierał głosu na ten temat. Dużo już powiedziałem. Wszyscy krytycy w tej chwili się musieli schować w dziupli Puszczy Białowieskiej i udawać wiewiórki. Nie ma ich, zniknęli. Dlatego, że oskarżanie kogoś o nepotyzm ma sens tylko wtedy, jeśli obsadza wokół siebie, daje stanowiska osobom, które nie mają do tego papierów. Z tym mamy do czynienia powszechnie. Nawet ministrami zostają ci, którzy nie są specjalistami od ministerstwa, które obejmują. Nie chcę się już z niczego tłumaczyć. Skończyło się, jak się skończyło".
Jak ujawnił Englert, musiał długo namawiać swoją córkę, by przyjęła rolę Ofelii, za którą zresztą zebrała wiele pochwał. W rozmowie z "Super Expressem" dał do zrozumienia, że Helena, dobrze obeznana z mediami, wiedziała, co ją czeka:
"Moja córka jest inteligentna i nawet uciekała przed studiami w Polsce, żeby nikt nie mówił, że tata jej coś załatwił. Ja ją miesiąc przynajmniej namawiałem, żeby zagrała w "Hamlecie". Właśnie dlatego, że ona przewidziała to wszystko. A mnie, szczerze, mimo doświadczenia, do głowy to nie przychodziło. Zwłaszcza, że już było wiadome, że przestaję być dyrektorem. Więc tak, jak powiedziałem w jednym z wywiadów, zamykam to jednym zdaniem: jeżeli człowiek się żegna definitywnie z kimś, albo z czymś, to chce mieć przy sobie bliskich. Więc mam w nosie, co mówią o mnie".
Zobacz też:
Englert odebrał nagrodę... i zrobił niezłą scenę. Będzie nowa afera?
Uradowana Helena Englert przekazała szczęśliwe wieści. Jest co świętować
Poruszające słowa polskiego aktora. Czekał na to od wielu lat