Tak Fitkau-Perepeczko dowiedziała się o śmierci męża. Nie było jej przy nim
Marek Perepeczko, niezapomniany "Janosik", zmarł w nocy z 16 na 17 listopada 2005 roku w swoim mieszkaniu w Częstochowie. Jego żona, Agnieszka Fitkau-Perepeczko (83 l.) była wtedy w Warszawie i miała właśnie iść na masaż, gdy ogarnęło ją bardzo złe przeczucie. Wszystko wyznała w najnowszym wywiadzie.
Agnieszka Fitkau-Perepeczko poznała męża, Marka w kolejce do dziekanatu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Jak wspominała z perspektywy czasu na TikToku, od razu wpadł jej w oko, jak się szybko okazało, z wzajemnością.
Ich związek był burzliwy i od początku wywoływał kontrowersje. Z czasem przybrały one na sile.
Fani aktora mieli do jego żony pretensje o to, że układa sobie życie w Australii zamiast trwać u jego boku, niezadowolenie budził także fakt, że nie urodziła mu dziecka, a już powszechne oburzenie wywołała skwapliwość, z jaką wyprzedawała rzeczy męża po jego śmierci.
Marek Perepeczko zmarł nagle w nocy z 16 na 17 listopada 2005 roku w swoim mieszkaniu w Częstochowie. Żony nie było wtedy przy nim i właśnie wyznała, dlaczego. W wywiadzie, udzielonym Mateuszowi Szymkowiakowi ze Świata Gwiazd ujawniła, że wprawdzie była wtedy w Polsce, ale miała inne plany:
"Byłam bardzo zdenerwowana, jak przyjechałam do Warszawy. Poszłam do Instytutu Reumatologii na Spartańską, bo tam miałam masaże karku, bo bolała mnie szyja bardzo, bo mam zły bardzo kręgosłup, zawsze mam zły. I poszłam na ten masaż i nagle nie weszłam na masaż, tylko dzwonię do mojej bardzo zaprzyjaźnionej kuzynki, takiej bardzo rodzinnej. No i aż nie mogę powiedzieć tego, że ja wiem, że coś się stało złego. No i tak było też. To już za dwie godziny żeśmy wiedziały, że to się stało i to było trudne. Bardzo".
Aktor zmarł w samotności, na zawał serca. Ogarnięta strasznymi przeczuciami Agnieszka Fitkau-Perepeczko telefonicznie skłoniła znajomego, by poszedł pod dom jej męża i zbadał sytuację:
"Ja poprosiłam takiego przyjaciela, bo Marek się nie odzywa, a on poszedł, zobaczył, że samochód stoi, a śnieżek tak prószył, bo to był listopad. Mówi: 'Słuchaj, nie ma śladu, że on jechał', bo ja myślałam, że on rano gdzieś pojechał i zostawił komórkę, a tutaj śnieżek na samochodzie. No więc trzeba byłoby wywalić drzwi. No to była cała ta procedura, a ja byłam w Warszawie".
Od tamtej pory, jak wyznaje Fitkau-Perepeczko, ciągle czuje obecność zmarłego męża. Jak ujawniła, wciąż z nim rozmawia:
"To oczywiste, przecież, żeby nie wiem co, się działo, to my się porozumiewamy w jakimś sensie, bo wiem kiedy mnie gani, kiedy wymyśla, kiedy krzyczy, kiedy mu [przeszkadza - przyp. red.] dekolt za duży, a kiedy sukienka za obcisła. No po prostu wiem. On zawsze chciał, żebym ja była szczęśliwa, zadowolona".
Przez 20 lat, które upłynęły od śmierci męża, Agnieszka Fitkau-Perepeczko była posądzana o związki z różnymi mężczyznami. Jednak, na przekór plotkarzom, wciąż jej singielką i, jak daje do zrozumienia, tak już raczej zostanie:
"Ja bardzo lubię być sama. Lubię towarzystwo, kocham mężczyzn, jak zwłaszcza ma mózg, jak umie dowcipkować, jak umie puentować, jak jest oczytany, jak mamy o czym rozmawiać, jak poczucie humoru nam się zgadza. Ale jak tego samego mężczyznę bym sobie przedstawiła, że od jutra już będziemy razem, to już nie to samo. Nie, to nie".
Zobacz też: