Wieści ws. Rusin nadeszły z samego rana. Nigdy czegoś takiego nie przeżyła
Kinga Rusin ponownie nadała komunikat z podróży. Gwiazda telewizji tak często zmienia miejsce pobytu, że czasami doprawdy trudno za nią nadążyć. Tym razem wieści napłynęły bezpośrednio z zatoki Fundy. Rozemocjonowana prezenterka przyznała, że coś takiego spotkało ją po raz pierwszy w życiu. Kompletnie się tego nie spodziewała.
Kilka lat temu Kinga Rusin rzuciła pracę w "Dzień Dobry TVN" i wyruszyła w świat wraz z Markiem Kujawą. Choć kobieta pozostała wierna swojej nowej drodze życiowej i regularnie relacjonuje w sieci kolejne dalekie podróże, niedawno pojawiły się doniesienia o jej powrocie do telewizji. Ale tylko częściowo jest to prawda.
Prezenterka rzeczywiście ponownie pojawi się w śniadaniówce, ale tylko na chwilę. Wszystko to przy okazji jubileuszu porannego pasma, które jest nieodłączną częścią ramówki stacji od 2005 roku. Udział w nietypowym projekcie zadeklarowały również i inne dawne twarze formatu. 54-latka musiała znacząco zmienić swoje plany, by przybyć do kraju nad Wisłą na czas.
"Trzeba przyspieszyć tempo podróży (a kilka krajów ciągle przed nami), jeśli mam zdążyć na jubileuszowe wydanie 'DDTVN'..." - pisała jeszcze 20 sierpnia na Instagramie.
A teraz nadała kolejny komunikat z zagranicznych wojaży. Tego nie mogła przewidzieć...
W ostatnim czasie Rusin zwiedzała Amerykę Południową, później natomiast przeniosła się do Kanady. Właśnie pochwaliła się zdjęciami i filmikami z wyjątkowej nadmorskiej wyprawy, podczas której miała okazję zobaczyć wyjątkowego przedstawiciela świata zwierząt.
"Wieloryb na wyciągnięcie mojej ręki! Dosłownie! (...) Pierwszy raz coś takiego przeżyłam. Na chwilę przestałam oddychać..." - wyznała podekscytowana Kinga.
Okazuje się, że wraz z ukochanym wielokrotnie widziała ona już wieloryby, zawsze dzielił ich jednak spory dystans.
"Ale teraz, przez prawie dwie godziny, one były cały czas koło nas! (...) A nic nie zapowiadało takiego przeżycia. Wręcz przeciwnie" - zaczęła swoją opowieść.
Szanse na tak pozytywny rozwój wydarzeń były nikłe z uwagi na niesprzyjające warunki pogodowe.
"Jechaliśmy, a właściwie płynęliśmy dwoma promami, na wyspę w zatoce Fundy bez większych nadziei. Gęsta mgła, mżawka, zimno. Bilety dostaliśmy z dnia na dzień fuksem. Ktoś pewnie odwołał, bo dzień wcześniej w całym regionie lało. Mieliśmy ostatni kurs, o 16:00, teoretycznie na zachód słońca, którego i tak nie było widać. Opatuleni i w płaszczach przeciwdeszczowych usiedliśmy na ławce przy samej burcie. (...) Już na wstępie pani zaznaczyła (kilkukrotnie), że (...) wszystko zależy od 'łaski natury' i jeżeli nic nie zobaczymy (obniżanie oczekiwań), to … dostaniemy bilety do wykorzystania innym razem 'for free'" - relacjonowała.
Wśród podróżnych panował ponury nastrój.
"Stateczek wypłynął z rybacko-turystycznej wioski Westport z grupką lekko przygnębionych pogodą ludzi. Wyjątkowo nikt nie zagadywał, tylko wszyscy ze smutnymi minami wpatrywali się w niewidoczny horyzont. Z góry zapłacone, to trzeba płynąć. (...) Jesteśmy szczęściarzami, a to doświadczenie zaliczamy do jednego z fajniejszych na naszych wyprawach" - podsumowała.
To zresztą nie wszystko. Podczas tej wyprawy Rusin naprawdę dopisywało szczęście. Kobieta miała bowiem możliwość zobaczenia na własne oczy tzw. białej tęczy, bardzo rzadkiego zjawiska, które - jak napisała - "powstaje w wyniku rozproszenia światła we mgle zamiast rozszczepienia go na kolory, jak w przypadku deszczu i zwykłej tęczy".
Zobacz też:
Kinga Rusin ogłosiła ze smutkiem. "Ustąpiłam". Ale to nie wszystko
Kraśko po latach zabrał głos ws. Rusin. Oto w jakiej naprawdę jest formie
Do kraju dotarły potwierdzone doniesienia ws. Kingi Rusin. Komunikat pojawił się nad ranem