Reklama
Reklama

Wielka gratka dla fanów Violetty Villas. Cenny eksponat trafi do muzeum w Lewinie

Piękne suknie Violetty Villas zostały zniszczone przez stado zwierząt, które piosenkarka trzymała w domu. Ocalało niewiele, w tym zaledwie jedna suknia...

Prawdziwa gratka dla fanów diwy szykuje się w Lewinie Kłodzkim, gdzie mieszkała popularna artystka. Tamtejsza Izba Pamięci poświęcona Villas będzie miała nowy, niezwykły eksponat - kopię sukni z domu mody Dior, w której gwiazda występowała w Las Vegas.

Kreację na podstawie filmów i zdjęć z Ameryki odtworzyła krawcowa Iwona Stelter na prośbę jednej z największych fanek piosenkarki - Hanny Bomskiej.

Pokaźnych rozmiarów suknia trafi do Izby Pamięci w marcu i zostanie zamknięta w specjalnej, szklanej gablocie. Dzięki poluzowaniu obostrzeń covidowych będzie można zobaczyć ją na żywo, podobnie jak kopie dwóch innych kreacji Villas, które stworzyła ta sama krawcowa.

Reklama

Izba Pamięci Violetty Villas to jedno z nielicznych miejsc upamiętniających artystkę o niezwykłym, 4-oktawowym głosie i niebanalnej urodzie.

Gwiazda rozpalała do czerwoności polską i amerykańską publiczność, a jej życie było pasmem wzlotów i upadków, którymi interesowały się media i salony towarzyskie.

Wielka, amerykańska kariera Czesławy Gospodarek - bo tak nazywała się naprawdę - zaczęła się od spotkania z szefem słynnej, paryskiej sali koncertowej Olympia - Bruno Cocquatrix'em.

Polka zrobiła na nim ogromne wrażenie, więc latem 1966 roku w Paryżu zapoznał ją z Frederikiem Apcarem - impresario i twórcą widowisk muzycznych, który zabrał ją do Las Vegas. Tam dostała angaż w hotelu Dunnes, jako druga, a potem pierwsza gwiazda rewii "Casino de Paris".

Na prośbę Apcara zmieniła wizerunek - poprawiła biust i nos, oddała się pod opiekę fryzjera i stylisty, zaczęła pobierać lekcje języków obcych i tańca.

W Las Vegas śpiewała piosenki w dziewięciu językach, m.in. "Under Paris Skies", "Strangers in the Night", zdarzało się, że na scenę wychodziła razem Frankiem Sinatrą, Paulem Anką albo Charlesem Aznavourem.

Koszt przygotowania rewii z jej udziałem wynosił 50 tys. dolarów, sama Villas zarabiała tysiąc tygodniowo. Na scenę wjeżdżała na białym koniu lub żółtym jaguarem cabrio, występując ze stuosobowym baletem francuskim.

Prasa amerykańska pisała o niej: "Fenomenalna Polka", "Głos ery atomowej". Jej osobistym stylistą był Patrick Valette, konsultant domu mody Dior, który projektował jej suknie (ta, która trafi do Lewina, jest kopią jednej z nich).

Biżuterię dla Villas wykonywała firma Atelier Marangoni z Mediolanu, a buty - włoska firma Quinte. Choreografem artystki był Hermes Pan, ruchu scenicznego uczył ją mistrz tańca Sandro Mandari.

W Las Vegas Violetta miała do dyspozycji własny dom z basenem, w którym mieszkały z nią dwa pudle. Tam też zatrzymał się jej syn Krzysztof, który mając 10 lat, pod opieką stewardes, przyleciał do Ameryki w wełnianym garniturku z chlebem i kiełbasą dla Violetty.

Kiedy kilka lat temu, już jako dorosły mężczyzna, ojciec i dziadek, odwiedził to samo miejsce i zobaczył ulicę nazwaną imieniem swojej mamy, bardzo się wzruszył. Hotelu Dunnes już nie ma, Violetta nie żyje od 9 lat. Jej piękne suknie zostały zniszczone przez stado zwierząt, które trzymała w domu. Zaniedbane zostały także przez jej gosposię.

Syn artystki zrobił z tym porządek i uratował kilka pamiątek po mamie. Chce, by trafiły one do muzeum, które może powstać w jej rodzinnym domu w Lewinie...

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama