Choć od śmierci Tadeusza Brosia minęło już 9 lat, na jaw wciąż wychodzą nowe fakty o ostatnich latach jego życia i prawda o jego zwolnieniu z TVP w 2000 roku. Ludzie, którzy znali go tylko z małego ekranu, nie mają pojęcia, jaką cenę zapłacił za popularność...
"Był człowiekiem, którego życie stało się zwierciadłem polskich przemian i polskich słabości" - twierdzi Beata Tadla, która miała okazję pracować z nim przez pewien czas.
Tadeusz Broś nigdy nie krył, że popełnił w życiu mnóstwo błędów. Największym z nich było, o czym wyznał tuż przed śmiercią, picie alkoholu w pracy. To właśnie przez chorobę alkoholową został wyrzucony z telewizji po tym, jak spalił kabinę na statku "Batory", na którym miał nakręcić reportaż dla "Teleranka".
"Przekonałem dyrektora Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, że pozwolił mi zjawić się z ekipą "Teleranka" na Batorym. To było coś! Pojechałem na statek służbowo. Na rejs barbórkowy... Zasnąłem pijany z papierosem w kabinie. Wszystko się spaliło" - opowiedział na łamach książki "Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka".
Z pracy wyrzuciła go ówczesna szefowa "Teleranka", Barbara Karwas, z którą od dawna darł koty. Wręczyła mu wypowiedzenie, gdy tylko - kilka miesięcy po spaleniu kabiny na Batorym - wrócił z ośrodka dla chorych na gruźlicę (zmagał się z tą chorobą przez wiele lat).
"Wyczuła, że jestem w ostrej fazie choroby alkoholowej i myślę, że to wykorzystała" - twierdził prezenter.
Po odejściu z redakcji "Teleranka" Tadeusz Broś został redaktorem naczelnym "Roweru Błażeja", ale i na tym stanowisku nie zagrzał zbyt długo miejsca. Alkohol zrujnował mu karierę i życie.

Wieść o tym, że Tadeusz Broś stoczył się na dno, lotem błyskawicy obiegła stołeczne "salony". Ostatecznie rozstał się z marzeniami o pracy w telewizji w 2005 roku. Nikt nie chciał dać mu drugiej szansy...
Żeby przeżyć i mieć na spłatę zaciągniętych w czasach prosperity długów, Tadeusz Broś podjął pracę w charakterze telemarketera, później stróża nocnego na parkingu, w końcu taksówkarza.
Niestety, pieniądze, które dostawał, nie starczały mu nawet na zapłatę czynszu. W 2008 roku jako pierwszy Polak ogłosił upadłość konsumencką. Został z niczym. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Tadeusz Broś na dwa lata przed śmiercią został bezdomnym, który przez pewien czas mieszkał na ulicy i nie był w stanie zadbać o siebie.
Kiedy już wiedział, że nie podźwignie się z upadku, zwrócił się z prośbą o pomoc do mieszkającego w Londynie syna, a ten nieoczekiwanie zgodził się łożyć przez pewien czas na jego utrzymanie.

"Przeszedł przy mnie piekło na ziemi, a dziś utrzymuje mnie przy życiu... Przysyła mi sto funtów miesięcznie. Potrafię za to wyżyć dwa tygodnie" - wyznał Tadeusz Broś w rozmowie z "Newsweekiem".
Nikt nie wiedział, że prezenter nazywany "Wujkiem Telerankiem" miał też córkę z pierwszego małżeństwa. Ona jednak nie chciała go znać, bo - do czego przyznał się w ostatnim wywiadzie - bardzo skrzywdził ją oraz jej mamę i nie wiedział, jak to odkręcić.
Utrata pracy, gruźlica, alkoholizm, bankructwo i brak jakichkolwiek perspektyw na przyszłość sprawiły, że Tadeusz Broś pogrążył się w depresji. Odwrócili się od niego wszyscy znajomi. Został sam. Kilka miesięcy przed śmiercią Tadeusz Broś wyznał w szczerej rozmowie z Szymonem Hołownią, że jedyne, czego chce, to odejść z tego świata z godnością.
"Nawet jeśli całe życie spędziło się w błocie, mamy jeszcze śmierć. Ją można przeżyć godnie. Ja już jestem po tej stronie, z której Pan Bóg ludzi zabiera" - powiedział na antenie Religia.tv. Tadeusz Broś zmarł dzień przed swymi 62. urodzinami. Odszedł w samotności.

***Zobacz więcej materiałów wideo: