11 lutego 1972 roku Wojciech Fortuna - nastolatek z Zakopanego - oddał na dużej skoczni w Sapporo skok życia. Faworytem konkursu był przedstawiciel gospodarzy Yukio Kasayi, którego dekoracja złotym medalem miała być punktem kulminacyjnym obchodzonego tego dnia święta narodowego Japonii. Wojtek znalazł się w grupie zawodników... słabszych i marzył tylko o tym, żeby "zrobić wynik".
Zwycięski skok Polaka obejrzało na żywo 50 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach przy Ōkurayamie i miliony telewidzów na całym świecie. Niestety, Telewizja Polska nie transmitowała konkursu skoków. 111 metrów, rekordowa nota za styl, podziw i niedowierzanie, że dzieciak ze wschodniej Europy pokonał cesarskiego pupila, a wręcz go znokautował... Choć drugi skok Wojtkowi nie wyszedł, już ten pierwszy zagwarantował mu zwycięstwo.
"Przyjechał taki Wojtuś, nikomu nieznany, kurzył fajkę jedną po drugiej, piwo popijał z wielkim smakiem i właściwie żył jak zaprzeczenie sportowca. A ja, na przykład, harowałem ciężko, co rano robiłem rozgrzewkę, po osiem miesięcy w roku zostawiałem żonę i dzieciaka, żeby tu wypaść jak najlepiej i taka sprawiedliwość?" - żartował po latach Andrzej Bachleda, wspominając igrzyska w Sapporo w swej książce "Taki szary śnieg".

Wojciech Fortuna: Pozwolił, by alkohol przejął władzę nad nim i nad jego życiem!
Po powrocie z Japonii Wojciech Fortuna był traktowany w Polsce jak bohater narodowy. "Ten medal to był uśmiech... fortuny" - powtarzał w wywiadach.
Niestety, popularność zaszumiała mu w głowie. Zamiast na treningach, spędzał czas w zakopiańskich restauracjach i barach. Nim zdążył się obejrzeć, wódka przejęła nad nim władzę. W 1974 roku po raz pierwszy wszyto mu esperal, ale na nic się to zdało. Później jeszcze pięć razy próbowano leczyć go z alkoholizmu disulfiramem...
W 1976 roku podczas przygotowań do igrzysk w Innsbrucku Wojciech Fortuna nagle dostał wysokiej gorączki. Okazało się, że pękła mu rana w miejscu, gdzie miał wszyty esperal. Odesłano go do domu i wyrzucono z reprezentacji. Dwa lata później zakończył karierę.
Aby zarobić na utrzymanie rodziny (w 1975 roku wziął ślub z Heleną Zimak, w 1977 roku urodziła mu się córka Beata, a rok później syn Tomasz), Fortuna imał się różnych zajęć. Był kierowcą taksówki i... handlował dewizami i złotem.
Moja mama powiedziała kiedyś, że największym nieszczęściem, jakie mnie spotkało, było zdobycie złotego medalu olimpijskiego... Gdybym wtedy miał ten rozum, który mam teraz, to pewnie zdobywałbym kolejne medale. Nie miałem wokół siebie nikogo, kto potrafiłby mną odpowiednio pokierować
Fortuna nigdy nie krył, że stoczył się na dno. W latach 80. za bójki i awantury dwa razy trafił za kratki. Po jednej z libacji alkoholowych podejrzewano go nawet o zamordowanie kolegi. Żona od niego odeszła, zabrała dzieci...
W 1986 roku Wojciech Fortuna poleciał do Chicago i zatrudnił się jako sprzątacz w wielkim markecie. Po trzech latach wrócił do Zakopanego, ale nie zagrzał tu miejsca zbyt długo. Ponownie poleciał za ocean. Pracował w firmie malarskiej i jako kierowca mikrobusa. Odrzucił propozycję objęcia posady trenera w znanym ośrodku sportowym, którą złożyli mu Norwegowie. Zamiast do Norwegii, przyleciał do Polski.

Wojciech Fortuna: Skazany za znęcanie się nad byłą konkubiną!
Na początku lat 90. Wojciech Fortuna komentował skoki dla TVP, pracował też przez pewien czas w zakopiańskim klubie sportowym, ale - jak powiedział niedawno - ciągnęło go do Ameryki, więc w 1998 ponownie poleciał do Chicago. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło - rozkręcił własną firmę remontową i zarobił ogromne pieniądze. Już po roku stać go było na zakup czteropiętrowego domu! Spotkał też kobietę, którą pokochał całym sercem. Pochodzącą z Suwałk Marię poślubił 29 kwietnia 2002 roku, wkrótce po tym, jak... poroniła.
W Stanach Wojciech Fortuna napisał i wydał dwie książki: "Prawda o Sapporo" i "Szczęście w powietrzu". Niestety, nie udało mu się poradzić sobie z nałogami.
W 2003 roku były olimpijczyk niespodziewanie sprzedał dom w Chicago i wrócił z żoną do Zakopanego wprost w ręce... policji. Okazało się, że była konkubina kilka lat wcześniej zgłosiła policji, że pobił ją i groził śmiercią jej mężowi. Wysłano wtedy za nim list gończy. Gdy zjawił się w Polsce, aresztowano go i zamknięto w więzieniu w Nowym Sączu. Wyszedł za kaucją po dziesięciu dniach. Kilka miesięcy później Sąd Rejonowy w Nowym Sączu uznał go winnym znęcania się nad byłą kochanką i skazał na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę wysokości 300 zł.
Wojciech Fortuna postanowił na zawsze opuścić Tatry i razem z żoną zamieszkał w Gorczycy koło Augustowa. W 2004 roku wreszcie rzucił alkohol. Od tamtej pory jest trzeźwy.
Wojciech Fortuna: Nie pije, nie pali, znalazł wreszcie swoje miejsce na ziemi...
Wojciech Fortuna był przed laty wielkim fanem Adama Małysza. Bardzo chciał, aby to właśnie Adam dokonał tego, czego on - jako pierwszy Polak - dokonał w 1972 roku. Adam nie zdobył jednak złotego medalu olimpijskiego w skokach. Udało się to dopiero w 2014 roku Kamilowi Stochowi, który z igrzysk w Soczi wrócił z dwoma złotymi medalami (był najlepszy i na dużej, i na małej skoczni), a w 2018 roku w pięknym stylu wywalczył złoto w Pjongczang.
"Dzisiaj sport to jest biznes, na którym można nieźle zarobić. Dawniej tak nie było. Naprzypinali mi odznaczeń, orderów i uważali, że wszystko jest ok. A dzisiaj warto być sportowcem, to jest zawód bardzo opłacalny. Dzisiaj opłaca się być medalistą olimpijskim, bo z tego jest emerytura. To jest takie minimum, za które da się przeżyć i nie da się zdechnąć" - powiedział niedawno portalowi skijumping.pl.
Wojciech Fortuna mieszka obecnie na Suwalszczyźnie, skąd pochodzi jego żona Maria, pracuje w muzeum w Wojewódzkim Ośrodku Sportu i Rekreacji Szelment, gdzie udało mu się stworzyć unikalną sportową "Aleję Gwiazd" składającą się już z 54 symbolicznych tablic upamiętniających najwybitniejszych polskich sportowców.
W Szelmencie Wojciech Fortuna zgromadził też setki pamiątek po Polakach - uczestnikach zimowych igrzysk olimpijskich.
Nie piję gorzały 18 lat, nie palę 12. Pieniędzy mi nie trzeba. To, co mam, mi wystarczy. Mieszkam w Gorczycy i jest mi tu bardzo dobrze
***
Zobacz także:
Wdowa po Krawczyku chce coś ukryć? Sąd przychylił się do jej propozycji, to koniec
Anna Wendzikowska otrzymała ODPOWIEDŹ z TVN. Forma godna pożałowania
Kraśko ostro skrytykowany po wywiadzie. TVN zamieścił oświadczenie








