Reklama
Reklama

Skandal przed beatyfikacją

Gdy świat czeka na beatyfikację Jana Pawła II, u bram Watykanu szykuje się prowokacja. I to z udziałem naszego aktora, który polskiemu papieżowi zawdzięcza cud.

Nad Watykanem unosi się biały dym. Kardynał obwieszcza: "Habemus papam". Tłumy wiernych, dziennikarzy, fotoreporterów czekają na Placu Św. Piotra, by zobaczyć nowego papieża. Ale on stoi w komnacie, odrętwiały z przerażenia i... nie jest w stanie ukazać się w oknie. Stoi i tylko jęczy, jakby się dusił. W końcu ucieka z Watykanu i dołącza do teatralnej trupy - to sceny z filmu, o którym wkrótce będzie głośno!

Dzieło włoskiego reżysera, zdeklarowanego ateisty Nanniego Morettiego pt. "Habemus papam" przedstawia postać papieża Polaka. Ale nie jest to obraz ukazujący jego siłę charakteru, osobowości, autorytetu moralnego. Wręcz przeciwnie, to historia traktująca o słabości zwierzchnika Watykanu, który pogrążony w głębokiej depresji nie chce sprawować swego urzędu.

Reklama

Co więcej, film utrzymany jest w konwencji komedii ośmieszającej postać głowy Kościoła. W jedną z głównych ról wcielił się... Jerzy Stuhr!

- Nie gram Stanisława Dziwisza, bo on był sekretarzem, ja gram rzecznika i przypominam Navarro Vallsa - aktor ripostuje w wywiadzie dla "Newsweeka".

- To nie jest film o Karolu Wojtyle. Mój bohater tylko raz mówi: "Nasz kochany papież, choć cierpiał ogromnie, to jednak sprawował swoją funkcję". To jedyna aluzja w całym filmie do pontyfikatu Jana Pawła II, no może jeszcze fakt, że jest Polakiem - odpiera.

Zobacz zwiastun filmu:

To jedyne aluzje? Analogii do Wojtyły jest znacznie więcej. Aktor, wcielający się w rolę papieża, Michel Piccoli jest ucharakteryzowany na Jana Pawła II. Tak samo się garbi, porusza, patrzy, a jego pasją jest teatr. Pikanterii dodaje fakt, że premiera obrazoburczego, jak można się spodziewać dzieła, odbędzie się w Rzymie 15 kwietnia! Dwa tygodnie przed beatyfikacją papieża Polaka.

- To prawda, moment jest szczególny, uroczystości, beatyfikacja - przyznaje Stuhr. Dla niego powinien być wyjątkowo szczególny, bo sam doświadczył papieskiej pomocy... Gdy 6 lat temu u jego 22-letniej córki Marianny zdiagnozowano złośliwy guz, Jerzy był załamany. W przeddzień operacji udał się do spowiedzi do zaprzyjaźnionego infułata, który wyjeżdżał do Watykanu.

- Obiecał, że gdy będzie u Ojca Świętego poprosi go o wsparcie. Ogromnie się wzruszyłem. Papież modlił się w tym samym czasie, gdy moja córka była operowana. Dziś mówię Mariannie, by zgłosiła swój przypadek do cudów Jana Pawła II - napisał w biografii Stuhr.

Dlaczego aktor, który nie kryje, że jest katolikiem, wziął udział w tak kontrowersyjnej produkcji? - Czasem bywam również artystą. Gdybym tak myślał, to w "Biesach" też nie mógłbym zagrać - tłumaczy.

- Ale ten film będzie odrzucony przez świat katolicki - nie ma wątpliwości Stuhr. Czy po roli w tym obrazie nie obawia się potępienia przez polską publiczność? Może nawet wykluczenia z katolickiej społeczności?

- Nie boję się i powiem szczerze, że specjalnie mi na tym nie zależy. Mam wiarę w sobie i to mi wystarcza - mówi Jerzy Stuhr.

K.Rylik

(nr 14)

Na Żywo
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Stuhr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama