Reklama
Reklama

Ryszard Szurkowski: Minęło 15 lat od tragedii, a on nadal nie pogodził się z tą śmiercią

Ryszard Szurkowski (70 l.) w zamachu terrorystycznym stracił syna. Choć minęło już 15 lat, nie otrząsnął się z tragedii. Kiedy próbuje o tym mówić, słowa nikną mu w gardle, a do oczu napływają łzy.

Jeden z najwybitniejszych w historii kolarzy szosowych, był ambitnym, twardym człowiekiem, który nigdy nie pozwalał sobie na chwile słabości. Taki był i na szosie, i w domu. Wydawało się, że nikt i nic nie może go złamać. Piętnaście lat temu jego świat rozpadł się jednak na kawałki.

Rankiem 11 września 2001 r. jego 31-letni syn Norbert kończył tapetować biura Cantor Fitzgeralda na 104. piętrze północnej ściany World Trade Center w Nowym Jorku. Planował opuścić wieżowiec o godz. 8.

- O dziewiątej miał być w domu, a godzinę później w warsztacie samochodowym, gdzie pracował jako mechanik - wspomina Urszula Szurkowska, wdowa po Norbercie. Niestety, tego dnia prace przedłużyły się. To, co wydarzyło się później, wstrząsnęło nie tylko całą Ameryką, ale i światem.

Reklama

O godz. 8.46 miała miejsce seria ataków terrorystycznych. Zaczęło się od tego, że Boeing American Airlines uderzył w wieżę WTC. Ewa Dotti, mama Norberta, wciąż ma przed oczami ten wstrząsający obraz. Rozmawiała przez telefon ze swoją synową Ulą. Gdy opisała jej w skrócie, co widzi, usłyszała w słuchawce krzyk: "Mamo, Norbert tam jest"...

Nie robię życiu wymówek

Dla bliskich zaczął się ciężki okres. Choć rodzice Norberta rozwiedli się w latach 80., w tych trudnych chwilach zjednoczyli się. Połączyły ich ból i nadzieja. Do końca wierzyli, że ich syn nie znajdzie się wśród 2749 ofiar. Jego ciało nie zostało zidentyfikowane podobnie jak tysięcy innych mieszkańców Nowego Jorku, którzy tego dnia zginęli.

To dlatego Norbert nie miał pogrzebu i nie ma grobu. Na cmentarzu parafialnym w Wiechowicach koło Wrocławia na rodzinnym grobowcu rodziny Szurkowskich znajduje się napis: "Norbert Szurkowski 2.09. 1970 -11.09. 2001 r".

Szurkowski senior mocno przeżył rodzinną tragedię. Do dziś się z niej nie otrząsnął. Nie próbował nawet dochodzić odszkodowania, które przysługiwało rodzinom ofiar.

- Nie ma takich pieniędzy, które złagodzą ból po stracie syna - tłumaczy. Czas rzeczywiście nie uleczył jego ran. Były sportowiec wciąż nie jest gotowy, by mówić o dramacie, jaki go spotkał. Gdy usiłuje opowiedzieć o traumie sprzed lat, głos niknie mu w gardle, a do oczu napływają łzy.

O życiu legendy kolarstwa niewiele wiadomo poza tym, że z drugiego związku z Izabelą ma syna Wiktora. Obecnie jego życiową partnerką jest Iwona. Od 5 lat jest emerytem. Stara się być w dobrej formie. Ukojenie znajduje w jeździe na rowerze, najlepiej z dala od ludzi, w samotności. Wtedy może być sam na sam ze swoimi myślami.

Kiedyś mówił, że jest szczęśliwym człowiekiem, ale w 2001 r. zmienił zdanie. Na swoje życie zawsze patrzył regułami wyścigu - wygrywa się na mecie.

- To wcale nie znaczy, że robię życiu wymówki. Po raz drugi nie będę miał 20 czy 50 lat, w niczym się nie poprawię. I nie zobaczę już nigdy Norberta - wyznaje wzruszony.

***

Zobacz więcej materiałów:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy