Cykl filmowy o zwaśnionych sąsiadach to jedna z najbardziej znanych opowieści w historii polskiej kinematografii. "Sami swoi" Sylwestra Chęcińskiego tak mocno utrwalili się w świadomości zbiorowej, że niektóre dialogi z produkcji do dziś funkcjonują w codziennym słowniku rodaków.
Wielki hit z Anną Dymną. "Nie ma mocnych" już o 20:30 w Polsacie
Tytuł z 1967 roku miał swoją kontynuację w 1974 i jeszcze trzy lata później. W drugiej odsłonie pt. "Nie ma mocnych", którą już we środę, 12 listopada o godz. 20:30 będzie można obejrzeć w Polsacie, do obsady dołączyła Anna Dymna. Dla 23-latki był to jeden z pierwszych dużych tytułów w portfolio - cenionej dziś aktorki, którą znają wszystkie pokolenia.
Kobieta wcieliła się w niej w Anię Pawlakównę, wnuczkę Pawlaka (Wacław Kowalski) i Kargula (Władysław Hańcza), której dziadkowie planują zapisać ziemię w testamencie. Swatają ją nawet z agronomem Zenkiem, doprowadzając do ich ślubu. Ale nie wszystko idzie po ich myśli.
Widzowie zapewne z rozrzewnieniem wrócą do kultowej komedii, która zawsze wprawia ich w dobry nastrój. Dopiero po latach wyszło na jaw, jaka atmosfera panowała na jej planie. Dymna sama wyjawiła, jak ją traktowano. Aż trudno w to uwierzyć...
To jeden z najważniejszych tytułów w jej dorobku. Gdyby Dymna to wiedziała, nigdy by w nim nie zagrała
Wcale nie chodzi jednak o złe wspomnienia. Dla gwiazdy ekranu praca nad "Nie ma mocnych" była czystą przyjemnością.
"Ten film to dla mnie prezent na całe życie. Oglądając 'Nie ma mocnych', przenoszę się w cudowny, szczęśliwy czas i to dodaje mi sił. Władysław Hańcza i Wacław Kowalski przekazywali mi rady, którymi kieruję się do dziś" - mówiła w rozmowie z PAP.
Co ciekawe Dymna stwierdziła po czasie, że gdyby tylko wiedziała, że filmy te będą tak istotne i trafią do tak szerokiej publiczności, to pewnie by się z tego przedsięwzięcia wycofała.
"To była urocza rola. Byłam traktowana jak ukochana wnuczka. Gdybym jednak wtedy miała świadomość, że ten film będzie tak ważny w moim życiu i przez tyle lat powtarzany, to ze strachu bym tego nie zagrała" - dodała w tym samym w wywiadzie.
Prawda wyszła na jaw po latach. Dymna sama to wyznała, ludzie nie mieli pojęcia
To właśnie wtedy wyjawiła też, jak była traktowana w pracy.
(...) Na planie panowała atmosfera szacunku i przyjaźni. Taki sposób pracy do tej pory jest dla mnie wzorcem. (...) Sylwester Chęciński [reżyser - przyp. aut.] nigdy na nas nie krzyczał, był taki, że chciało się dla niego zrobić wszystko. Wtedy nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, jak to jest ważne
- przyznała.
To właśnie twórca upatrzył w niej sobie idealną kandydatkę do wykreowania wymyślonej przez niego postaci. Wyhaczył ją na korytarzu Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu tuż po tym, jak obroniła dyplom.
"(...) Jakiś pan spojrzał na mnie i powiedział: 'O, Ania Pawlaczka!'. Ja odpowiedziałam: 'Nie, proszę pana, nazywam się Ania Dziadyk [nazwisko panieńskie aktorki]'. Mężczyzna odparł wówczas: 'Bo ty jeszcze nie wiesz, że nią jesteś'. To był właśnie, jak się wyjaśniło za rok, Sylwester Chęciński" - wspominała.
Film "Nie ma mocnych" będzie można obejrzeć już we środę, 12 listopada o godz. 20:30 w Polsacie.








