Reklama
Reklama

Polski gwiazdor był w niej szaleńczo zakochany. Prawda o ich tajemnych rozmowach wyszła na jaw po latach

Waldemar Kocoń – zmarły 3 września 2012 roku piosenkarz – był w młodości pięknym mężczyzną i miał mnóstwo wielbicielek gotowych na wiele, byle spojrzał na nie łaskawym okiem. Jedna z nich, co zdradził dopiero parę lat przed śmiercią, obdarowała go synem. „Robert jest owocem mojego nieślubnego związku z pewną Polką” - wyznał w pierwszym wywiadzie, którego udzielił po powrocie z trwającej prawie 2 dekady emigracji. Dopiero jednak gdy nie było go już wśród żywych, wyszło na jaw, że kochał tylko jedną kobietę, ale nigdy nie wyznał jej, co do niej czuje.

Wszyscy, którzy znali Waldemara Koconia, twierdzą, że był wyjątkowym mężczyzną jak ognia unikającym skandali, brzydzącym się kłamstwem i niezwykle szanującym kobiety. Irena Jarocka (śpiewali razem przebój "Kocha się raz") opisała go w swych wspomnieniach jako dżentelmena i człowieka o wielkim sercu... dla zwierząt.

Piosenkarz bardzo pilnie strzegł przed mediami swej prywatności, nic więc dziwnego, że plotkowano o nim na potęgę. Sugerowano, że nie ma u boku żadnej kobiety, bo kocha tylko swoje dzikie koty, z którymi mieszka pod jednym dachem. Rąbka tajemnicy na temat spraw osobistych Waldemara uchylił dopiero po jego śmierci Edward Hulewicz.

Reklama

Waldemar Kocoń oszalał na punkcie Lili. Był w niej nieprzytomnie zakochany

Hulewicz należał do bardzo wąskiego grona osób, przed którymi Waldemar nie miał żadnych sekretów. Był jednym z niewielu, którzy wiedzieli o tym, że Kocoń ma syna, zanim piosenkarz po powrocie z emigracji nie potwierdził tego oficjalnie w rozmowie z Bohdanem Gadomskim.

"Wróciłem, bo na ojczyznę można patrzeć z daleka tylko do czasu. Poza tym wróciłem z powodu syna i żeby rozliczyć się z przeszłością. Roberta mam z nieślubnego związku z pewną Polką" - wyznał dziennikarzowi "Angory".

Edward Hulewicz wiele razy wypowiadał się o swym koledze po fachu i zawsze chętnie dzielił się swoimi wspomnieniami o nim, gdy ten odszedł. W jednym z wywiadów zdradził, że Kocoń tak naprawdę był tylko raz zakochany do nieprzytomności i że była to miłość niespełniona.

"Miał obsesję na punkcie bułgarskiej piosenkarki Lili Ivanovej. Kupował wszystkie jej płyty, zbierał wycinki. Żeby z nią korespondować, nauczył się bułgarskiego" - opowiadał Hulewicz w rozmowie z "Nostalgią".

Waldemar Kocoń obsypał starszą o 10 lat gwiazdę setką róż

Przez kilka lat Lili była dla młodszego od niej o dekadę Waldemara jedynie marzeniem. Ponoć niemal oszalał z radości, gdy dowiedział się, że organizatorzy 17. Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie  zaprosili Ivanovą do udziału w konkursie o Bursztynowego Słowika.

24 sierpnia 1977 roku Kocoń zjawił się w hotelu, w którym zakwaterowano reprezentantkę Bułgarii z ogromnym bukietem czerwonych róż. Edward Hulewicz twierdzi, że było ich sto i że Waldemar dosłownie obsypał nimi piosenkarkę. Kocoń wpadł Ivanovej w oko, więc przyjęła jego zaproszenie na spacer po sopockim molo.

Spędzili razem weekend, a gdy Lili miała już wracać do Bułgarii, obiecali sobie, że pozostaną w kontakcie. Waldemar zaproponował gwieździe z Sofii, że powinni nagrać duet. Rozstawali się z postanowieniem, że wkrótce spotkają się i... kto wie, co z tego wyniknie. Przed ponad 3 lata Kocoń korespondował z Ivanovą.

Kiedy listopadzie 1981 roku poleciał do Nowego Jorku na gościnne występy, nie przypuszczał, że wróci do kraju dopiero 19 lat później. Został w Ameryce, bo po 13 grudnia poradzono mu, by przeczekał stan wojenny z dala od Polski.

"Mój świat legł w gruzach" - wspominał w rozmowie z "Angorą".

Kocoń nigdy nie wyznał Ivanovej, co do niej czuje

Lili, niestety, nie czekała na Waldemara. Kto wie, jak potoczyłyby się ich wspólne losy, gdyby Kocoń odważył się wyznać jej miłość. Podobno nigdy nie przestał żałować, że tego nie zrobił. Ivanova, pochłonięta karierą, zapomniała o zauroczonym nią piosenkarzu znad Wisły.

W Bułgarii jest dziś jedną z legend piosenki. Ma 85 lat, 31 jeden albumów na koncie, aż 500 jej piosenek znalazło się na listach przebojów, a ze swoimi fanami spotkała się na żywo na ponad 10 tys. koncertów. Mimo podeszłego wieku, wygląda jak milion dolarów. Wciąż występuje, a bilety na jej recitale rozchodzą się jak świeże bułeczki.

Waldemar Kocoń, gdy w 1982 roku osiedlił się w Chicago, próbował ściągnąć Ivanovą do Ameryki: "Wciąż chodził za mną pomysł nagrania z nią duetu, wysłałem do niej w tej sprawie kilka listów. Była chętna, ale odłożyła temat w czasie" - cytowało jego słowa "Na żywo".

Po powrocie do Polski znów odezwał się do Lili, ale była wtedy związana restrykcyjnym kontraktem z międzynarodową wytwórnią płytową i nie mogła decydować sama o swojej karierze. Kocoń do końca życia darzył bułgarską gwiazdę ogromną sympatią.

"Bezsprzecznie był zakochany, od lat w tej jednej jedynej kobiecie" - stwierdził, wspominając go na łamach "Nostalgii", Edward Hulewicz.

Źródła:

  1. Wywiad z W. Koconiem, "Angora" nr 51/2005.
  2. Artykuł "Przeżył jedną prawdziwą miłość", "Na żywo", kwiecień 2023.
  3. Artykuł "Obawiały się go panie w prawdziwych futrach", "Nostalgia", grudzień 2018.

Zobacz też:

Nie do wiary, kogo w testamencie umieścił Kocoń. Resztę wydziedziczył

O konflikcie Koconia z Drzyzgą mówiła cała Polska. Tak ją nazwał

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Waldemar Kocoń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy