W ostatnim odcinku programu Kuby Wojewódzkiego gościł skoczek narciarski, tegoroczny złoty medalista w narciarstwie klasycznym, Piotr Żyła.
Podczas rozmowy wyjawił, jak to się stało, że w minionym sezonie na skoczni szło mu tak dobrze.
"Dużo pracowałem mentalnie. Miałem trening mentalny w zagrodzie z osiołkami. Te osiołki miały być moim lustrzanym odbiciem. Jak na niego patrzysz, to on się dostosowuje mentalnie do ciebie, patrzysz na niego i jak coś się zestresujesz, to ten osioł w ogóle nie słucha, a chodzi o to, żeby on cię słuchał" - stwierdził i wyjaśnił, że dzięki takim niecodziennym praktykom teraz potrafi się wsłuchać sam w siebie.
Uchylił również rąbka tajemnicy na temat zarobków. Zdradził, że za tytuł indywidualnego mistrza świata otrzymał 25 tysięcy euro (bez odjęcia podatku), czyli mniej więcej 115 tysięcy złotych.
Opowiedział też o pewnej sytuacji, która przydarzyła mu się na skoczni. Okazuje się, że kiedyś podczas kwalifikacji do zawodów złapała go... biegunka.
Papryki się za dużo najadłem. Ja lubię paprykę ostrą, jeszcze mnie tak dodatkowo pobudza. I wtedy nie wiem, chyba za dużo sobie pojadłem tej papryki. Na dole na rozgrzewce było jeszcze ok, ale przed skokiem nagle zaczęło mnie wiercić w brzuchu. Jechałem i nie umiałem się dobrze poskładać, bo mnie brzuch bolał. Ale zakwalifikowałem się. Później poleciałem szybko za potrzebą.

Podczas lepszych i gorszych zawodowych chwil czuje wsparcie innych kolegów z drużyny. Okazuje się, że on i reszta polskich skoczków są bardzo zgraną ekipą. Nie ma miejsca na zazdrość z sukcesów innych. "Jesteśmy jedną drużyną. I nie ważne, który z nas wygrywa" - stwierdził Piotr.
"Jak kolega wygrywa, to wtedy można się jeszcze bardziej cieszyć, bo omijają cię oficjalne konferencje. Masz już wolne" - dodawał w swoim stylu.
Wojewódzki zapytał go też o lata młodzieńcze. Żyła przyznał, że prawdą jest, iż pierwszy raz zapalił papierosa jako 8-letni chłopiec. Co więcej, namówił go do tego dziadek. Miał w tym jeden cel: raz na zawsze zniechęcić wnuka do tego typu używek. I to się udało.
"Zacząłem tym się krztusić, dusić" - wspominał skoczek.
Żartował, że i do alkoholu miał szeroki dostęp. A wszystko przez to, że jego ciocia miała bar. Dzięki temu - w tajemnicy przed dorosłymi - mógł przekonać się, jak smakują trunki.
Wszystkie te momenty wspomina z uśmiechem na ustach. Zresztą u niego rzadko gości smutek. A to chyba dzięki podejściu do życia.
Lubię żyć z dnia na dzień, łapać chwile, cieszyć się chwilą i z małych rzeczy, na przykład cieszę się z tego, że mogę sobie steka zjeść.
Zobacz również:












