Kariera w radiu
Zanim Piotr Marciniak zdecydował się zostać dziennikarzem, skończył geologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz - bardzo krótko - medycynę, którą rzucił, by wyjechać do Londynu i tam uczyć się angielskiego w prestiżowym Greenwich University.
Po powrocie do Polski znalazł pracę w prywatnej szkole językowej i nie wiadomo, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby na początku 1993 roku jego mama nie usłyszała w radiu ogłoszenia o konkursie na prezenterów.
Mama powiedziała mi: "Pójdź, może cię przyjmą". Poszedłem i... wygrałem konkurs. Wszedłem do Trójki z ulicy. Potem było Radio Zet. Jak dowiedziałem się, że powstaje TVN24, odszedłem z radia i trafiłem do ekipy ojców założycieli stacji
Zapowiadał się na świetnego śpiewaka
Piotr Marciniak był w dzieciństwie zapalonym pływakiem (trenował na Legii) i świetnie rokującym... śpiewakiem. Śpiewał sopranem w warszawskim chórze Lutnia i marzył o karierze scenicznej.
Przez chwilę - tuż przed podjęciem pracy w radiu - współpracował z Teatrem Akademickim UW, z którym był nawet na gościnnych występach w Paryżu i Vancouver.
Wspomagał też swoim głosem słynnego barda polskiej prawicy - poetę i kompozytora Leszka Czajkowskiego, występując z jego grupą muzyczną na kilku koncertach tzw. piosenki poetyckiej. Myśl o byciu artystą porzucił dopiero, gdy został radiowcem...
Być może kiedyś wrócę do radia

Jeszcze przed powstaniem pierwszej polskiej telewizji informacyjnej Piotr Marciniak dostał propozycję poprowadzenia wraz z Hanną Lis (wtedy jeszcze Smoktunowicz) programu o... kinie na antenie Canal+.
Świetnie wypadł na castingach, ale ówcześni szefowie Zetki postawili mu ultimatum: albo radio, albo telewizja. Zdecydował się zostać w radiu, ale wkrótce potem - w geście solidarności z kilkunastoma zwolnionymi z Radia Zet kolegami - odszedł z rozgłośni.
I wtedy dotarła do mnie wiadomość, że powstaje TVN24
Rodzina ponad pracą
Piotr Marciniak pracuje w TVN24 od początku istnienia kanału, a od 2005 roku jest też jedną z twarzy sztandarowego programu informacyjnego TVN - głównego wydania "Faktów", prowadzi również "Fakty po Faktach" i "Fakty po południu" oraz autorski "Babilon" w TVN24 BiS. Praca jest dla niego bardzo ważna, ale nie najważniejsza.
Przede wszystkim jestem ojcem. Dzielę swoje życie na dwie części - do narodzin pierwszego dziecka i po narodzinach pierwszego dziecka. Czuję się spełniony rodzinnie
Piotr Marciniak po raz pierwszy został tatą jesienią 2008 roku, po raz drugi - cztery lata później. Żartuje, że z powodu dzieci stał się... mało towarzyski, bo gdy pojawiły się na świecie, zaczęło mu zwyczajnie brakować czasu dla znajomych.
Kiedyś mogliśmy z żoną włóczyć się po mieście, chodzić do knajp, do kina... Teraz jest to właściwie niemożliwe. Kiepski też ze mnie kompan. Nie chodzę na imprezy, raczej nie umawiam się z kolegami na piwo

Nietypowa przypadłość
Wolne chwile dziennikarz spędza z książką w dłoni. Czyta dosłownie wszędzie - jadąc metrem, stojąc w kolejce do lekarza, a nawet maszerując po górach, co jest ulubioną rozrywką całej jego rodziny. Pasjonują go książki filozoficzne i teologiczne oraz literatura faktu. Kiedyś sam próbował pisać, ale odłożył próby zostania pisarzem - jak mówi - na później.
Piotr Marciniak przyznaje się do jednej "przypadłości", która bardzo utrudnia mu pracę. Nie ma w ogóle pamięci do nazwisk.
Zdarza się, że siedząc w studiu naprzeciwko naprawdę znanego polityka, zapomina, jak nazywa się jego gość. Przed laty niemal stracił pracę w radiu, gdy podczas kampanii prezydenckiej w 2000 roku uparcie przekręcał nazwisko jednego z kandydatów. Do dziś wspomina, że spotkało go z tego powodu wiele nieprzyjemności.
Generalnie mam problem z nazwiskami. To, co muszę mieć w studiu przed oczami, to kartkę z imieniem i nazwiskiem gościa. Nawet najbardziej znanego... Na pamięci polegam tylko w przypadku mojego własnego nazwiska

***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:








