Reklama
Reklama

Niewiele brakowało, by Tomasz Kot został... duchownym. Dziś mówi o apostazji

Dziś trudno wyobrazić sobie polską kinematografię bez Tomasza Kota (45 l.). Jak się jednak okazuje, niewiele brakowało, by artysta poszedł w zupełnie innym kierunku i został... duchownym. Dziś jego stosunek do wiary i Kościoła bardzo się zmienił. O ewolucji swoich poglądów opowiedział w jednym z ostatnich wywiadów.

Tomasz Kot chciał zostać duchownym

Tomasz Kot  to prawdziwy aktor-kameleon. Jego kreacje w takich filmach jak "Skazany na bluesa", "Bogowie" i "Zimna wojna", szczególnie mocno zapisały się zarówno w pamięci widzów, jak i w historii polskiej kinematografii. Jak się jednak okazuje, jego życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Aktor planował bowiem inną drogę kariery.

Aktor, który wychował się w Legnicy, na początku marzył o tym, by zostać artystą plastykiem. Na wyjazd do innego miasta nie zgodzili się jednak jego rodzice, więc młody chłopak musiał zmienić plany. Zmiana była diametralna, bowiem przyszły aktor zdecydował się na naukę w niższym seminarium duchownym przy zakonie franciszkanów i zamieszkał w internacie.

Reklama

"W seminarium panował straszny rygor, rano pobudka, gimnastyka, potem msza i szkoła. Do domu mogłem pójść raz w tygodniu" - wspomina po latach w rozmowie z tygodnikiem Newsweek.

Jak dziś przyznaje, jego stosunek do spraw wiary i Kościoła katolickiego znacznie się zmienił. Aktor dokonał bowiem "głębokiego rozrachunku z wiarą" po tym, jak na świat przyszła jego starsza córka - Blanka.

Tomasz Kot o swoim stosunku do apostazji

Wtedy to gwiazdor "Skazanego na Bluesa" zdecydował się poszerzyć horyzonty myślowe i sięgnął po współczesnych filozofów. Tak trafił na ateistów pokroju Richarda Dawkinsa, autora bestsellerowej książki "Bóg urojony".

"Kiedy miałem zostać ojcem, rozmyślałem, że chcę być na tyle ogarnięty, żeby móc odpowiadać na trudne pytania, jakie niedługo usłyszę. Że może warto przeczytać Dawkinsa czy Hitchensa, żeby zrozumieć ateistów. Albo zobaczyć, co jest ciekawego w innych religiach"- opowiada w wywiadzie.

Jak przyznaje - nie uważał wtedy, by z katolicyzmem "było coś nie tak" - po prostu chciał zobaczyć świat z innej perspektywy.

Wtedy dziennikarz Newsweeka zapytał artystę, co sądzi o modnej ostatnio apostazji, której chce poddać się między innymi Dawid Podsiadło. Wygląda na to, że Tomasz Kot nie odczuwa takiej potrzeby, by oficjalnie wypisywać się ze wspólnoty wierzących,  ale akceptuje decyzje innych.

"Jeżeli ktoś potrzebuje dokonać apostazji, ja to rozumiem, ale sam nie mam takiej potrzeby. 25 lat temu w Krakowie większość moich koleżanek i kolegów ze studiów wierzyła papierowo, zresztą ja tak samo" - tłumaczy.

Laureat Orła za najlepszą rolę męska przyznaje, że rozumie jednak tych, którzy nie czują się blisko związani z polskim Kościołem katolickim:

"Jeśli przyjąć, że cała Polska jedzie w pociągu, to wydaje się, że polski kler wysiadł z tego pociągu ze dwie dekady temu i nie zauważył, że on już dawno odjechał" - podsumowuje.

Zobacz:

Tomasz Kot z córką promują nowy serial. Blanka szykuje się na gwiazdę 

Tomasz Kot zagra Pana Kleksa. Na Instagramie pokazał się w nowej roli

Socha, Kot, Żmijewski: oto celebryci, którzy rzadko pokazują partnerów

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Kot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy