Reklama
Reklama

Mrozińska miała wcielić się w Przybylską. Bieniuk i rodzina aktorki postanowili inaczej

Agnieszka Mrozińska przez fizyczne podobieństwo do przedwcześnie zmarłej Anny Przybylskiej była powszechnie typowana do zagrania jej w filmie fabularnym, o czym sama też zresztą marzyła. Niestety nigdy do tego nie doszło, a teraz wydało się dlaczego. Ponoć za wszystkim stała decyzja rodziny aktorki. Wiadomo, o co dokładnie poszło.

Mrozińska od zawsze chciała wcielić się w Przybylską. Słuchała o tym od dziecka

Agnieszka Mrozińska jest znana z takich seriali jak "Na Wspólnej", "Na dobre i na złe" czy "Barwy szczęścia". Znacznie większe doświadczenie zdobyła w dubbingu - ma na swoim koncie aż ponad 100 takich ról. Wciela się m.in. w bohaterki polskojęzycznej wersji Disney Channel; to jej głosem mówi też chociażby Rainbow Dash z "My Little Pony".

Reklama

Mrozińska oprócz tego przez długie lata była związana ze słynnym Teatrem Muzycznym "Roma". Dwa lata temu spróbowała natomiast swoich sił jako piosenkarka.

Gwiazda już kilka lat temu mówiła, że chciałaby zagrać Annę Przybylską.

"(...) Mam nadzieję, że powstanie o niej film, bo od 6. roku życia słyszę, że jestem do niej podobna i z charakteru, i z głosu, dla niektórych też wizualnie. Wizualnie trudno jest mi się porównywać, bo była dla mnie przepiękną kobietą, więc bardzo mi miło, jeżeli ktokolwiek mnie do niej porównuje. To jest takie moje największe marzenie, żeby ją zagrać" - mówiła przed laty agencji Newseria Lifestyle.

Prace nad filmem biograficznym o zmarłej w 2014 roku aktorce planowane były przez dłuższy czas. Projekt został jednak wstrzymany ze względu na wycofanie dla niego aprobaty rodziny. Teraz Mrozińska po raz kolejny wróciła do tego wątku.

Mrozińska miała zagrać Przybylską. Dostrzegali to nawet znajomi Anny

W najnowszym wywiadzie 36-latka przyznała, iż cieszy się, że ostatecznie o Przybylskiej powstał film dokumentalny pt. "Ania" w reżyserii Michała Bandurskiego i Krystiana Kuczkowskiego. Rzekomo to dlatego nie zdecydowano się na stworzenie fabuły.

"Nie doszło przede wszystkim dlatego, że powstał dokument i uważam, że to była absolutnie najlepsza decyzja, jaką mogli podjąć. Bo prawda jest taka, że nikt nie zagrałby Ani, nie odtworzyłby jej i ten film nie byłby tak piękny. To, co zrobili, to był majstersztyk. Film się nawet nie zaczął, a ja już płakałam i się wzruszałam, więc przede wszystkim dlatego nie zagrałam (...)" - mówiła w rozmowie ze Światem Gwiazd.

Mrozińska faktycznie od małego była porównywana do aktorki.

"Powiedziałam kiedyś, że było to moje ogromne marzenie, zawsze jak oglądałam ją jeszcze jako dziecko w serialach czy filmach, to byłam nią oczarowana, zachwycona. Anka miała po prostu coś takiego w sobie. Nigdy osobiście jej nie poznałam i bardzo, bardzo żałuję (...). Mam wrażenie, jakbym straciła siostrę, dlatego że od dziecka słyszę, że jestem do niej podobna i to nie jest kwestia tylko urody, bo uważam, że było mi daleko do Ani, która była przepiękną, wysoką kobietą. Ja jestem 'skrótem', mam 160 cm, a Ania, z tego, co wiem, to miała 170, więc zdecydowanie dużo wyższa ode mnie. Ludzie to podobieństwo widzieli, mówili: 'o, taki nosek, głos, barwa głosu'" - wyliczała.

Chodziło zresztą nie tylko o wygląd, ale i zachowanie.

"Jak przyjechałam do Warszawy i zaczęłam się pojawiać na planie, to ludzie, którzy z nią współpracowali, ludzie z produkcji czy aktorzy, mówili: 'Ale ty jesteś podobna do Anki' w sensie głosu, temperamentu, że też jestem taka szalona. Ja jej nie znałam, sama siebie nie jestem w stanie porównać, bo ja tego też tak nie widzę. (...) Ania to Ania, ja to ja" - dodała.

Mrozińska miała wcielić się w Przybylską. Bieniuk i jej rodzina postanowili inaczej

Kiedy pomysł na film fabularny był coraz bliższy realizacji, Mrozińska rzeczywiście dostała zaproszenie na casting i zdjęcia próbne. Wiedział o tym ponoć Jarosław Bieniuk, były reprezentant Polski, a prywatnie partner Przybylskiej i ojciec ich trojga dzieci.

"(...) Wiem, że byłam brana pod uwagę. Też z jednego źródła wiem, że Jarek mnie zobaczył. Pewne osoby pokazały mu mnie w serialu, w którym grałam (...), więc wiedział, że istnieję i że startuję w tym castingu, ale tak naprawdę to wszystko było poza mną. Ja tego wcześniej nie zdradzałam, bo nie sądziłam, że to pójdzie tak bardzo w eter, że wszyscy będą o tym pisać" - przyznała.

Według aktorki dobrze się stało, że nakręcono film dokumentalny, a nie fabularny. Zdaje sobie ona doskonale sprawę, że jakkolwiek by nie wypadła na ekranie, to i tak zostałaby skrytykowana - zawsze jest przecież coś, do czego można się przyczepić.

"Uważam, że bardzo dobrze, że nie zagrałam Ani, bo zdecydowanie film, który powstał, był przepiękny i to była najlepsza decyzja - rodziny, Jarka, bliskich - jaką mogli podjąć. [Gdybym się w nią wcieliła, to] myślę, że odbiłoby się to szerokim echem na [moją] niekorzyść, jestem co do tego przekonana. (...) Wiadomo, że jakby ktoś inny to zagrał, byłoby mi troszkę przykro, więc cieszę się, że nikt tego nie zrobił (...)" - skwitowała Mrozińska.

Zobacz materiał promocyjny partnera:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

Zobacz też:

Syn Przybylskiej znienacka przerwał dłuższe milczenie. Szymon Bieniuk potwierdził krążące plotki

Katarzyna Bujakiewicz wciąż tęskni za Przybylską. Tego się od niej nauczyła

Paweł Wawrzecki wrócił pamięcią do współpracy z Anną Przybylską. Wprost porównał ją do światowej gwiazdy

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Mrozińska | Anna Przybylska | Jarosław Bieniuk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy