Reklama
Reklama

Maryla Rodowicz: To mógł być znak od Boga!

Pod koniec roku jej syn miał wypadek. Wszystko dobrze się skończyło, ale może to zdarzenie będzie miało dobre konsekwencje

Dawno nie była tak pogodna, tryskająca optymizmem i pełna nadziei. Duża w tym zasługa występu na „Sylwestrze z Dwójką” w Zakopanem, który okazał się wielkim sukcesem Maryli Rodowicz (71).

Koncert w duecie z Zenonem Martyniukiem (47) śledziło prawie 5 milionów widzów.

"To oczywiście bardzo mnie cieszy, choć ucinam plotki o kontynuacji i naszej dłuższej współpracy. Mam dużo innych ważnych planów na ten rok: nowa płyta, wyjazd do Stanów, w Polsce trasa z 40 koncertami. Czuję, że mam przed sobą dobry czas. A ten stary rok... żegnam go z ulgą, bo nie był najszczęśliwszy jeśli chodzi o sprawy prywatne" – mówi tygodnikowi "Świat i Ludzie" Maryla. 

Reklama

Mowa przede wszystkim o jej rozstaniu z mężem. Ich relacji nie ociepliły nawet święta, najbardziej rodzinny czas.

Szansa na pojednanie przyszła dopiero z nowym rokiem. Jest realna... Koniec roku miał dla Maryli dramatyczny przebieg. Syn Jędrek (30), ze związku z Andrzejem Dużyńskim, zaplanował zabawę sylwestrową w Berlinie. Razem z wokalistą Sławomirem Uniatowskim (32), ruszyli porsche Jędrka w podróż Autostradą Wolności. 

W pewnym momencie z jadącej przed nimi ciężarówki spadła bryła lodu. Uderzyła w przednią szybę ich samochodu. Ta rozprysła się w drobny mak, zmuszając Jędrka do gwałtownych manewrów.

"Niewiele brakowało do nieszczęścia. Byłam przerażona, bałam się bardzo, przecież to moje dziecko" – opowiada Maryla.

Na szczęście syn królowej polskiej sceny wyszedł z wypadku bez szwanku. Ale Rodowicz nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego. Przy okazji tego wypadku raz jeszcze uświadomiła sobie, że życie jest kruche i może skończyć się w każdej chwili. 

Być może wtedy pojawiła się refleksja, że nie warto marnować życia na trwanie w żalu i innych trudnych do zniesienia emocjach. 

Z początkiem roku gwiazda przestała tak kategorycznie bronić się przed wizją powrotu do wspólnego życia. 

"Mam bardzo mieszane uczucia. To nie jest tak, że wszystko puściłam w niepamięć, jakby nigdy się nie wydarzyło. Ale też nie jest mi łatwo przekreślić trzydzieści lat wspólnego życia. Druga szansa? No, zobaczymy, co przyniesie życie..." – zdradza w rozmowie tygodnikiem artystka.

Zapewniajac jednocześnie, że 17, liczba karmiczna, jest dla niej bardzo szczęśliwa, przynosi wiele dobrego i teraz także wiele się po niej spodziewa. 

Może więc 2017 rok przyniesie rodzinie wiele dobra?


Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Maryla Rodowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy